Sąd Okręgowy w Białymstoku zdecydował, że "agent Tomek" - Tomasz Kaczmarek, były poseł PiS i były agent CBA, podejrzany w śledztwie dotyczącym działalności stowarzyszenia Helper - będzie mógł wyjść z aresztu, jeśli do końca kwietnia wpłaci 500 tys. zł poręczenia majątkowego.

REKLAMA

Sprawa była rozpoznawana na posiedzeniu niejawnym, bez udziału podejrzanego. Postanowienie jest prawomocne.

20 lutego białostocki sąd zdecydował o areszcie Kaczmarka na trzy miesiące. Dzień wcześniej śledczy postawili mu dodatkowe zarzuty dotyczące tzw. prania brudnych pieniędzy.

Składając zażalenie na to postanowienie, obrona argumentowała, że sąd rejonowy oparł się wyłącznie na tych zarzutach, które śledczy postawili Tomaszowi Kaczmarkowi jeszcze w listopadzie 2019 roku, a wówczas prokuratura nie składała wniosku o areszt i zdecydowała się zastosować tzw. wolnościowe środki zapobiegawcze, w tym 500 tys. zł poręczenia majątkowego.

To zarzuty m.in. udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, przywłaszczenia wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami ok. 10 mln zł. Ponadto zarzuty dotyczyły oszustw w związku z nienależnym przyznaniem ponad 39 mln zł dotacji, a także tzw. prania pieniędzy. To w tym ostatnim wątku 19 lutego zarzuty Kaczmarkowi rozszerzono o kolejne i w związku z nimi skierowano wniosek o areszt.

Katarzyna Kaczmarek, żona "agenta Tomka", w rozmowie z Onetem mówi, że sama spodziewa się własnego aresztowania. Podkreślała, że będzie "wspierała z całym sił swojego małżonka". Mam nadzieję, że proces zacznie się jak najszybciej. Chciałabym móc wreszcie bronić się w sądzie. Chcę też, żeby media były na bieżąco informowane o kolejnych wydarzeniach. Dziennikarze powinni widzieć dokumenty, a nie czytać komunikaty prokuratury - mówiła.