Prawie 3 tony mięsa z kurcząt z niemieckiej fermy, gdzie stosowano fipronil, trafiło do zakładów mięsnych pod Warszawą i potem do obrotu - ustalił reporter RMF FM. Wczoraj Główny Lekarz Weterynarii przyznał, że kurczaki z Niemiec były skażone środkiem do zwalczania wszy, kleszczy i roztoczy. Badania wykazały potrójne przekroczenie normy. Z tego powodu 11 ton, które pozostały w ubojni, będzie zutylizowane.
Zdaniem Głównego Lekarza Weterynarii nie ma potrzeby zajmowania mięsa, które trafiło do zakładów mięsnych w Warszawie. Badania wykonane w zakładach mięsnych, po przetworzeniu mięsa, były inne niż wyniki drobiu w ubojni. Według doktora Pawła Niemczuka produkty z podwarszawskich zakładów są bezpieczne dla konsumentów. To mięso było zbadane, te produkty były zbadane i tam nie było żadnej zawartości tego preparatu. Nie stwierdzono tam zupełnie nic - zapewnia Niemczuk.
Część mięsa i produktów zapewne została sprzedana, bo informacja o niemieckich kurczakach trafiła do Polski 11 dni po uboju. Według Niemczuka do obrotu trafiła jednak bardzo mała partia. Moim zdaniem bardzo niewiele, ponieważ podczas uboju powstaje bardzo wiele odpadów poubojowych, które trafiły do zakładów utylizacyjnych, zostało spalone. Według mnie jest to bardzo niewielka ilość, o ile w ogóle trafiła do obrotu - mówi Niemczuk.
11 ton, które zatrzymano w chłodni składowej ubojni, zostanie skierowane do utylizacji. Jak się okazało, ponad tona mięsa z niemieckich kurcząt z polskiej ubojni została już wysłana do Afryki - do Liberii.
(mpw)