Co najmniej trzy wysoko postawione osoby mogą usłyszeć zarzuty w sprawie ustawiania konkursów szefów delegatur Najwyższej Izby Kontroli - dowiedzieli się reporterzy śledczy RMF FM. Jak ustaliliśmy, jeszcze dziś do Sejmu trafią wnioski Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach o uchylenie immunitetów prezesa Izby Krzysztofa Kwiatkowskiego i szefa klubu PSL Jana Burego. Chodzi o ich spotkania i późniejsze rezultaty konkursów w NIK-u.
Według naszych ustaleń zarzuty mogą usłyszeć wysoko postawieni urzędnicy administracji państwowej. Niewykluczone, że to również pracownicy Najwyższej Izby Kontroli - zarówno z centrali, jak i z kilku delegatur, ale nie tylko. Śledztwo jest rozwojowe - mówią wprost prowadzący sprawę. Jak się dowiedzieliśmy, posłowi Buremu śledczy chcą postawić wyłącznie zarzut podżegania do popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień.
Dowody to podsłuchy rozmów Kwiatkowskiego z Burym. Ich treść nie pozostawia złudzeń - poseł PSL sugerował, a wręcz wymuszał na prezesie NIK-u konkretne personalne decyzje. Powoływał się przy tym na rządową koalicję i dobrą współpracę w Sejmie.
Jest jeszcze jeden ważny watek w tej aferze. Jak się dowiedzieliśmy, prokuratura bada już wszystkie kontrole, które robione były w tych delegaturach, gdzie było podejrzenie ustawiania konkursów.
Jestem spokojny o finał (tej sprawy - przyp. red.), bo nigdy nie złamałem prawa, zawsze w swoim życiu postępując uczciwie - zapewnia w wydanym w nocy oświadczeniu szef Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski.
Pragnę szybkiego wyjaśnienia sprawy. Dlatego jeśli Prokurator Generalny skieruje wniosek w tej sprawie do Marszałek Sejmu, wówczas sam wystąpię z prośbą o uchylenie mi immunitetu. Szanując Najwyższą Izbę Kontroli, kierując się nadrzędnym interesem dobra publicznego, przekazałem nadzór nad wszystkimi kontrolami moim zastępcom. Postanowiłem też wyłączyć się z wszelkiej aktywności zewnętrznej, w tym także z uczestniczenia w posiedzeniach komisji sejmowych oraz z prac w Kolegium NIK, po to aby wyjaśniana przez prokuraturę sprawa i towarzysząca jej dyskusja nie rzutowały na codzienną pracę Najwyższej Izby Kontroli - napisał w swoim oświadczeniu Krzysztof Kwiatkowski.
Kwiatkowski w swoim oświadczeniu podkreśla, że katowicka prokuratura od dwóch lat wyjaśnia sprawę niektórych konkursów na stanowiska dyrektorów departamentów i delegatur. Żaden z pracowników NIK nie ma przedstawionych zarzutów. Nikt z kontrolerów nie jest o nic podejrzany - zapewnia szef Izby.
Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że nowi dyrektorzy i wicedyrektorzy delegatur i departamentów NIK zwyciężyli w konkursach przeprowadzonych zgodnie z ustawą i wewnętrzną procedurą. Wybrani zostali najlepsi kandydaci dla poszczególnych jednostek - zapewnia Kwiatkowski.
Zdaję sobie sprawę, że reformując NIK, dynamizując jego działalność, prowadząc konkursy, wymagając od kontrolerów bezkompromisowej pracy mogłem spowodować czyjeś niezadowolenie, naruszyć jakieś interesy i zostać pomówionym - dodaje szef NIK.
Warto pamiętać, że kierując NIK muszę rozmawiać z różnymi osobami, z szefami klubów parlamentarnych oraz członkami komisji sejmowych, w tym zwłaszcza Sejmowej Komisji do Spraw Kontroli Państwowej. NIK jest wszak organem Sejmowi podległym i działającym na rzecz Sejmu. Ale między rozmową a złamaniem prawa jest zasadnicza różnica. Nie odpowiadam za nadinterpretacje moich spotkań i rozmów, odpowiadam wyłącznie za swoje zachowanie. A ono było zgodne z prawem - deklaruje Kwiatkowski.
Tutaj możecie przeczytać całe oświadczenie Krzysztofa Kwiatkowskiego.
Nie będzie paraliżu Najwyższej Izby Kontroli, wszystko będzie działać normalnie - usłyszał od urzędników NIK dziennikarz RMF FM Mariusz Piekarski. Prezes Kwiatkowski będzie przychodził do pracy, ale właściwie jakby był na urlopie, tak mocno ograniczony będzie zakres jego obowiązków.
Nadzór nad kontrolami, a to 90 proc. aktywności szefa Izby, przejmą trzej jego zastępcy. To oni też zamiast prezesa będą chodzić np. na posiedzenia sejmowych komisji.
Bez Kwiatkowskiego działać też będzie najważniejszy organ NIK-u - kolegium Izby, które zatwierdza najważniejsze dokumenty w NIK i rozstrzyga wszelkie spory.
Kwiatkowskiemu zostanie więc tylko bieżące administrowanie tą instytucją.
Poczekajmy na stanowisku prokuratury, wtedy się odniesiemy do sprawy - tak dla RMF FM komentuje zamiar postawiania zarzutów szefowi klubu parlamentarnego ludowców rzecznik tego klubu Jakub Stefaniak. Podkreśla, że to na razie tylko doniesienia medialne, żadne wnioski w tej sprawie jeszcze nie wpłynęły do parlamentu.
Na pytanie, czy PSL zamierza zmienić albo zawiesić szefa swojego klubu, Stefaniak stwierdził, że na razie na to jeszcze za wcześnie. Czekamy na pismo od prokuratury - powiedział rzecznik klubu.
Zamieszania wokół Jana Burego i wpływu jaki sprawa może mieć na współpracę między PO i PSL nie chce komentować rzecznik rządu Cezary Tomczyk. To dobra koalicja, która wiele dobrego zrobiła dla Polski - podkreśla Tomczyk.
Szef klubu PSL Jan Bury - podkarpacki działacz ludowców - od kilkunastu miesięcy jest w centrum zainteresowania prokuratury i służb, ale trwa na stanowisku. Jak zauważa dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki, niezatapialność Burego wynika z bardzo silnej pozycji w partii. Bury miał być jednym z tych polityków, którzy będąc stronnikami Waldemara Pawlaka dokonali zwrotu i dali Januszowi Piechocińskiemu zwycięstwo i fotel prezesa. A że ten jest wciąż chwiejny, a partyjna pozycja wicepremiera nieszczególnie mocna, zadarcie z Burym i choćby próba odwołania go z funkcji szefa klubu mogłaby oznaczać trzęsienie ziemi w ludowych szeregach. Zwłaszcza, że Bury nie zamierzał podobno w spokoju czekać na dymisję, tylko sugerował, że ta nikomu się w partii nie będzie opłacać.
Mimo że trudno więc znaleźć polityka, wokół którego byłoby tak wiele niejasności i podejrzeń wzmaganych przez przeszukania, podsłuchy i konflikty ze służbami i który wciąż zajmowałby eksponowane stanowisko, Bury trwa a politycy PSL mówią, że czekają aż prokuratura wreszcie zdecyduje się na postawienie mu zarzutów.
(mpw)