Stołeczna policja poinformowała, że wszystkie osoby, które wczoraj na warszawskim Placu Defilad, widziały próbę samospalenia 54-letniego mężczyzny i mogą pomóc w wyjaśnieniu sprawy, zostaną przesłuchane. Dotychczas funkcjonariusze przesłuchali co najmniej cztery osoby, w tym pracowników ochrony Pałacu Kultury - dowiedział się reporter RMF FM Patryk Michalski. Jak poinformowała policja, sprawa zostanie przekazana do śródmiejskiej prokuratury rejonowej.
Funkcjonariusze zabezpieczą dzisiaj nagrania z monitoringu, które mają pomóc w wyjaśnieniu wszystkich okoliczności. Trwa też analizowanie ulotek, znalezionych przy mężczyźnie i próba ustalenia, czy zgodnie z tym, co mówią świadkowie, podpalenie miało charakter polityczny.
Może o tym świadczyć tekst ulotek, znalezionych na Placu Defilad, w których znalazły się słowa "o wezwaniu Polek i Polaków do sprzeciwu wobec tego, co robi obecna władza".
Dziennikarz RMF FM ustalił, że policjantom udało się potwierdzić tożsamość mężczyzny. Jego dane potwierdził członek rodziny.
Z informacji Patryka Michalskiego wynika także, że jego stan jest krytyczny, choć szpital oficjalnie nie wydał dotychczas oświadczenia.
Sprawa zostanie przekazana do śródmiejskiej prokuratury rejonowej - poinformowała w piątek PAP policja.
Gromadzimy materiał dowodowy w tej sprawie. Zabezpieczamy monitoring i przesłuchujemy świadków - powiedział asp. szt. Robert Koniuszy z komendy policji Warszawa-Śródmieście.
Jak poinformował, sprawa zostanie przekazana do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście.
Z nieoficjalnych informacji PAP zbliżonych do sprawy wynika, że rodzina pochodzącego z Niepołomic mężczyzny zgłosiła jego zaginięcie policji i przekazała informacje, że może on próbować popełnić samobójstwo.
Policjanci mówią tylko, że na miejscu "zabezpieczyli różne przedmioty". Według mediów były to m.in. megafon i ulotki, które mężczyzna wcześniej rozdawał przechodniom. Na ulotkach było wymienionych 15 powodów jego protestu oraz wezwanie "do wszystkich Polek i Polaków, tych, którzy decydują o tym, kto rządzi w Polsce, aby przeciwstawili się temu, co robi obecna władza i przeciwko czemu on protestuje".
Wczoraj 54-latek podpalił się na oczach przechodniów. Świadkowe rzucili się na ratunek. Musieli użyć gaśnicy, żeby ugasić płonące ubrania.
Stan mężczyzny jest na tyle poważny, że dziś nie będzie można go przesłuchać. Jego życiu jednak nie zagraża niebezpieczeństwo - zachowane są czynności życiowe, ale ma rozległe poparzenia.
Policja zaznacza, że pomocne w wyjaśnieniu motywacji 54-latka, mogą być znalezione przy mężczyźnie ulotki. Oficjalnie służby nie precyzują, jaką miały one treść, choć w sieci pojawiły się ich zdjęcia.
Warszawski radny Tomasz Sybilski, który był świadkiem tego zdarzenia, napisał na Facebooku, że człowiek protestował "w obronie wolności". Mężczyzna miał także zostawić list i prosił, by go nie ratować. Radny opublikował zdjęcie pisma na swoim profilu:
54-latek napisał, że "wezwanie kieruje do wszystkich Polek i Polaków, aby przeciwstawili się temu, co robi obecna władza".
Całą treść jednej z ulotek, rzekomo zostawionych przez mężczyznę, opublikowała także na swoim profilu pani Martyna:
Możecie dzwonić, wysyłać SMS-y lub MMS-y na numer 600 700 800, pisać na adres mailowy albo skorzystać z formularza WWW.
(ph)