53-letni maszynista lokomotywy akumulatorowej z katowickiej kopalni Staszic-Wujek zmarł w środę wyniku obrażeń, odniesionych w wypadku, który miał miejsce 690 metrów pod ziemią. Był to szósty w tym roku śmiertelny wypadek w polskim górnictwie, w tym czwarty w kopalni węgla kamiennego.
Jak poinformował rzecznik Polskiej Grupy Górniczej (PGG), do której należy katowicka kopalnia, górnika znaleziono w środę rano zakleszczonego w kabinie lokomotywy, którą kierował. Miał obrażenia klatki piersiowej. Podjęta natychmiast reanimacja nie przyniosła jednak rezultatu.
Do wypadku doszło 690 metrów pod ziemią w rejonie szybu kopalni Murcki-Staszic (jedna z dwóch części kopalni Sraszic-Wujek). Okoliczności wypadku wyjaśniają kopalniane służby oraz Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach.
Wstępne ustalenia wskazują, że kierowana przez górnika maszyna mogła zahaczyć o element podziemnej infrastruktury, co spowodowało zakleszczenie pracownika w kabinie.
Zmarły górnik był doświadczonym pracownikiem, w kopalni pracował od 10 lat. To czwarta w tym roku ofiara wypadków w kopalniach węgla kamiennego. Na początku marca w należącej do PGG kopalni Mysłowice-Wesoła, na skutek niekontrolowanego opadu skał stropowych 665 m pod ziemią, zginęli dwaj górnicy w wieku 33 i 50 lat, a dwaj inni trafili do szpitali. Wcześniej, 19 lutego, 33-letni górnik zginął przysypany węglem w kopalni Ziemowit w Lędzinach, również należącej do PGG.
Do śmiertelnych wypadków doszło w tym roku ponadto w kopalni Rudna w zagłębiu miedziowym, gdzie 7 kwietnia podczas robót strzałowych zginął 51-letni górnik, a także w odkrywkowej kopalni surowców mineralnych Kronowo VII w woj. warmińsko-mazurskim, gdzie 6 kwietnia zginął pracownik firmy usługowej.
W całym ub. roku w krajowym górnictwie zginęło 16 osób (w tym 9 w kopalniach węgla kamiennego), wobec 23 śmiertelnych ofiar w roku 2019.