W połowie października do redakcji "Rzeczpospolitej" zgłosiła się kobieta, która twierdziła, że ma nagrania kompromitujące jednego z wpływowych senatorów Platformy. Później chciała sprzedać nagrania ze spotkania z Krzysztofem Piesiewiczem "Rzeczpospolitej" i telewizji Polsat za 400 tys. zł.
Z przedstawionych dziennikarzom nagrań wynika, że kobieta ta wraz z koleżanką zrobiły aparatem fotograficznym kilkanaście filmików trwających po ok. 10 - 30 sekund. Widać na nich 64-letniego senatora w dwuznacznych sytuacjach. Na jednym z nich Piesiewicz siedzi przy stole, na którym znajduje się biały proszek. Po chwili substancja znika. Kobieta twierdzi, że była to kokaina. Zapewnia również, że senator zażył narkotyk. Spotkanie odbyło się w domu Piesiewicza w Warszawie, a nagrania noszą datę 4 września 2008 r. - pisze gazeta.
Po 30 października kontakt dziennikarzy z oferującą nagrania urwał się. W połowie listopada na wniosek Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga została zatrzymana grupa osób, które miały szantażować Krzysztofa Piesiewicza nagraniami wideo. W toku śledztwa członkowie grupy oskarżyli senatora o posiadanie kokainy. Z informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że jednym z głównych dowodów mają być właśnie kompromitujące taśmy. Prokuratura chce w tej sprawie postawić zarzuty senatorowi.
Są one związane ze złamaniem ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii - mówi gazecie Katarzyna Szeska, rzecznik prokuratora krajowego. Aby postawić Piesiewiczowi zarzuty, trzeba uchylić jego immunitet. 3 grudnia Prokuratura Krajowa przesłała do marszałka Senatu taki wniosek - informuje Szeska.
Kilka dni temu Piesiewicz sam zrzekł się immunitetu. Czekam na decyzję komisji regulaminowej, która pewnie przychyli się do złożonego przez niego wniosku - mówi "Rzeczpospolitej" Marek Rocki, senator PO. Przyznaje, że sprawa jest bulwersująca.