Nie trzy, ale sześć lat spędzi w więzieniu Krzysztof M., który w 2017 roku uderzył i pozostawił na ulicy w centrum Poznania nieprzytomnego Alberta Radomskiego. Chwilę potem po 20-letnim wówczas mężczyźnie przejechał samochód. Zarówno Krzysztofa M., jak i kierującą autem kobietę sąd pierwszej instancji skazał w maju na trzy lata pozbawienia wolności. Do sądu wpłynęły jednak cztery apelacje od tego wyroku.
Sąd apelacyjny zwiększył karę dla Krzysztofa M. m.in. ze względu na to, że mężczyzna działał w warunkach recydywy, skazany wcześniej za podobne przestępstwo. Zmienił jednak kwalifikację czynu z usiłowania zabójstwa na narażenie na utratę życia i zdrowia. Wyrok dla Marty S. zmniejszono do roku pozbawienia wolności w zawieszeniu.
Żadna odpowiedzialność karna, żadna kwota nie zwróci pokrzywdzonemu zdrowia - mówił na koniec uzasadnienia wyroku sędzia Przemysław Grajzer.
Skazani muszą też zapłacić łącznie 100 tys. zł zadośćuczynienia poszkodowanemu. To jest na 7 miesięcy rehabilitacji - mówił ojciec Alberta, Przemysław Radomski. Jego syn jest przykuty do łóżka i wymaga ciągłej opieki.
Do zdarzenia doszło w październiku 2017 r. w centrum Poznania. Nocą 20- letni Albert przechodził ulicą Krysiewicza. Został dwukrotnie uderzony przez Krzysztofa M., który po zadaniu ciosów uciekł. Albert upadł na jezdnię, a po chwili przejechał po nim samochód. Przebieg zdarzenia zarejestrował monitoring. Pokrzywdzony w stanie ciężkim trafił do szpitala.
Krzysztof M. po zdarzeniu ukrywał się. Prokuratura oskarżyła go o zabójstwo z tzw. zamiarem ewentualnym, zaś Martę Sz. o nieudzielenie pomocy leżącemu na jezdni mężczyźnie.
Sędzia Przemysław Grajzer podkreślił w uzasadnieniu, że nie budzi wątpliwości, że ciąg zdarzeń w niniejszej sprawie wywołany został działaniem oskarżonego, że między tym działaniem, a finalnym skutkiem zachodzi związek przyczynowy. Inaczej rzecz ujmując - gdyby oskarżony nie uderzył pokrzywdzonego, ten nie przewróciłby się na jezdnię i nie doszłoby do przejechania przez samochód i powstania ciężkich obrażeń ciała.
Sędzia zaznaczył, że dla każdego rozsądnego, dysponującego podstawową wiedzą i doświadczeniem człowieka, jest oczywistym, że pozostawienie na jezdni leżącego w centrum półmilionowego miasta człowieka, może doprowadzić do najechania przez samochód, co spowoduje ciężki obrażenia ciała.
Dodał, że o kwalifikacji prawnej czynu decyduje przede wszystkim powstały skutek. Tłumaczył, że nie wyklucza to surowiej zagrożonego przestępstwa, czyli - jak wskazywała prokuratura - zabójstwa z zamiarem ewentualnym, ale dowody powinny być jednoznaczne i wskazujące na taki właśnie zamiar oskarżonego.
Odnosząc się do wyroku orzeczonego względem Marty Sz. sąd wskazał na liczne okoliczności łagodzące. Sąd wskazał, że istotne w przypadku zarzutu stawianego Marcie Sz. było ustalenie, czy po przejechaniu pokrzywdzonego, odjeżdżając z miejsca zdarzenia - oskarżona miała świadomość nieudzielenia pomocy człowiekowi. Sąd wskazał jednocześnie, że w świetle materiału dowodowego, oskarżona przynajmniej w końcowej fazie najechania na pokrzywdzonego, musiała mieć świadomość, że przejechała człowieka - a w ocenie SA co najmniej była świadoma takiej możliwości.