We wtorek minęła 15. rocznica najtragiczniejszego wypadku w dziejach polskiego ratownictwa górskiego i stuletniej historii TOPR. 11 sierpnia 1994 roku do Doliny Olczyskiej spadł śmigłowiec ratowniczy "Sokół". Na jego pokładzie było dwóch pilotów i dwóch toprowców. Wszyscy zginęli.
Ratownicy nadal latają takim samym śmigłowcem Sokół. Jedyną widoczną zmianą są używane przez nich kaski. Czy to by coś zmieniło? Raczej nie, bo za przyczynę wypadku uznano uderzenie płata wirnika w głowę jednego z ratowników. Miało to spowodować uszkodzenie łopaty, która zmieniła tor lotu i uderzyła w belkę ogonową maszyny.
Do tej pory nikt nie odpowiedział na pytanie, czy łopata powinna była rozwarstwić się po uderzeniu, a właściwie otarciu o głowę ratownika. Jak mówi zastępca naczelnika TOPR Edward Lichota, takie zdarzenia są jednka wkalkulowane w ryzyko zawodowe: Lecąc nie myślimy cały czas o tej katastrofie. Tak byśmy nie działali, nie pracowali i nie latali tym śmigłowcem.
Toprowcy nadal mają zaufanie do swojego Sokoła, mimo kolejnego wypadku z 2003 roku, kiedy tylko dzięki umiejętnościom pilota nikt nie zginął. Teraz największym ich zmartwieniem są pieniądze na eksploatację śmigłowca.