Czternaście lat temu podczas wystawy gołębi rasowych, zawalił się dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich. Zginęło 65 osób. Ratownicy, którzy przyjechali wtedy na miejsce katastrofy, wspominają, że była to jedna z najtrudniejszych - jeżeli nie najtrudniejsza akcja - w której brali udział.
Zdzisław Karoń przez dwie godziny leżał pod gruzami hali. Po wypadku miał uszkodzony kręgosłup. Zerwany kabel elektryczny wypalił mu dziurę w nodze. Wiele czasu zajął powrót do zdrowia. Przez pierwsze miesiące poruszał się na wózku lub o kulach. Jak opowiadał, najgorsze były pierwsze lata po wypadku - bał się oglądać filmy katastroficzne i prowadzić samochód. Nie mógł opowiadać o tym, co się stało, każdy powrót na miejsce tragedii był bardzo trudny.
Okropne było też zderzenie z rzeczywistością po katastrofie. Nieliczni rozumieją ofiary takich katastrof - podkreślił. Ale trzeba patrzeć do przodu i mieć punkt zaczepienia. Moim punktem zaczepienia była praca, działanie, żeby nie zostać w tym dołku nieszczęścia - zaznaczył. Zdzisław Karoń opowiada, że niezbyt interesował się procesem osób odpowiedzialnych za katastrofę. Nie ma do nikogo pretensji.
Co roku tu jesteśmy i pewnie będziemy tu co roku - powiedział gen. Janusz Skulich, który kierował działaniami ratowniczymi w MTK i wielokrotnie wspominał, że była to jedna z najtrudniejszych akcji. Nie tylko z powodów technicznych, ale też emocjonalnych. Chcemy czcić pamięć ofiar, chcemy, żeby to, co się wtedy zdarzyło, było przestrogą dla nas wszystkich, że takie rzeczy mogą się zdarzać (...) i trzeba się przed nimi jakoś chronić. Chcemy też pokazać, że mamy w pamięci bliskich tych ofiar, którzy zapewne dziś w smutku wspominają te ciężkie chwile - powiedział.
Aleksander Malcher, jako dyrektor pogotowia w Pszczynie brał udział w akcji ratunkowej. Pod gruzami hali stracił dwóch braci, miłośników gołębi: 37-letniego Zbigniewa, który również pracował w pogotowiu, i 51-letniego Andrzeja. Tak długo będę tu przychodził, jak długo Pan Bóg da siły i zdrowie. Oczywiście jest to dla mnie trudne z uwagi na to, że byłem tutaj w akcji ratowniczej. Warunki były straszne i straszna rzecz się tutaj stała - powiedział.
W sobotę 28 stycznia 2006 roku w pawilonie nr 1 - największym na terenie MTK - odbywały się targi gołębi pocztowych. Dach hali, na którym zalegała gruba warstwa śniegu i lodu, zawalił się około godz. 17.15. Wielu osobom udało się wyjść z pawilonu o własnych siłach i bez obrażeń. Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo latem 2008 r. Ustaliła, że na katastrofę złożyły się błędy i zaniechania już w fazie projektowania, a także użytkowania i nadzoru nad budynkiem.
Proces w sprawie katastrofy toczył się od maja 2009 r. Wyrok w pierwszej instancji zapadł przed Sądem Okręgowym w Katowicach w czerwcu 2016 r., a prawomocne rozstrzygnięcie - we wrześniu 2017 r. przed katowickim sądem apelacyjnym. Sąd wymierzył kary od 1,5 do 9 lat więzienia pięciu oskarżonym, a cztery osoby uniewinnił - przedstawicieli firmy budującej halę i byłego członka zarządu spółki MTK Nowozelandczyka Bruce'a R. Po tym, jak Sąd Najwyższy uchylił uniewinnienie ostatniego oskarżonego, w ponownym procesie odwoławczym sąd apelacyjny, w listopadzie ub.r., uznał go za winnego i skazał prawomocnie na 1,5 roku więzienia za przyczynienie się do katastrofy.
Po katastrofie do sądów wpłynęło około stu spraw o odszkodowania i zadośćuczynienia. Sądy zwykle przychylały się do roszczeń, choć zasądzały odszkodowania, zadośćuczynienia i renty w niższej kwocie niż domagali się poszkodowani - od kilku do kilkuset tysięcy złotych. Po orzeczeniu Sądu Apelacyjnego w Warszawie - który orzekał w sprawie pozwu zbiorowego około 90 bliskich ofiar i prawomocnie uznał, że państwo odpowiada za tę katastrofę - doszło do zawarcia ugody, na mocy której pod koniec 2019 r. Skarb Państwa wypłacił krewnym ofiar łącznie ponad 15 mln zł.