"Byliśmy zszokowani stylem, w jaki wycofano się z programów, które wszyscy dobrze poznaliśmy dzień wcześniej" - mówi szef śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" Dominik Kolorz. Ocenił, że wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin wycofywał się ze swoich wcześniejszych planów w "kabaretowym stylu".
Na początku tygodnia dziennikarze kilku mediów m.in. BiznesAlert.pl i agencji Reutera dotarli do planów rządu dotyczących górnictwa. Zamknięte miały być kopalnie Wujek i Ruda, a górnicy mieli mieć obniżone pensje. W planie znalazła się także informacja o tym, że do 2036 roku na Śląsku mają zostać zamknięte wszystkie kopalnie węgla.
Resort aktywów państwowych i zarząd Polskiej Grupy Górniczej mieli ten plan przedstawić górnikom. Ale na spotkaniu już się z niego wycofali. Byliśmy zszokowani stylem, w jaki wycofano się z programów, które wszyscy dobrze poznaliśmy dzień wcześniej, albo o których słyszeliśmy z przecieków dwa dni wcześniej. Styl był kabaretowy, to prawda. Podkreślałem to po spotkaniu i teraz też chcę to zrobić: to m.in. dzięki państwu, dziennikarzom, ten szatański plan - który nie wiem, czy powstał w ministerstwie aktywów czy w piekle - udało się zablokować - mówił Dominik Kolorz w rozmowie z Onetem.
Jak wspomina, wicepremier Jacek Sasin zamiast przedstawiać plan, próbował przekonać związkowców, że informacje podawane w mediach to "fake newsy". Mówiąc w skrócie, wicepremier Sasin stwierdził, że program, który zakładał likwidację czterech kopalń, nie istniał - powiedział Kolorz. Dodał, że według jego informacji "do późnych godzin wieczornych" w Warszawie trwały dyskusje w rządzie, co do planów dotyczących górnictwa.
MAP i PGG mają razem ze związkowcami opracować nowy plan ratowania spółki. Zdaniem Kolorza, górnikom udało się "kupić trochę czasu". Odsunęliśmy to widmo blitzkriegu w czasie. Jestem przekonany, że jeżeli komukolwiek, szczególnie ze strony rządowej, będą do głowy przychodzić pomysły, o których wiedzieli dziennikarze i o których my się dowiedzieliśmy, to one absolutnie nie znajdą akceptacji - mówił.
Kolorz przyznał także, że wie, iż PGG jest w beznadziejnej kondycji finansowej. Jego zdaniem to rezultat m.in. większego importu węgla. Chcę mocno podkreślić, że gdy to się stało w latach 2018-2019, wcale nie był to węgiel tańszy od polskiego. Potem nastąpiła kolejna bardzo zła rzecz związana z coraz większym importem energii do Polski, a już w ogóle kuriozalne jest, że importujemy energię rosyjską przez rewers litewski - mówił.
W końcu nastała pandemia koronawirusa, węgiel leży na zwałach, nikt go w tej chwili nie chce, bo zapotrzebowanie na energię spadło i PGG utraciła 1,5 mld zł. Proszę mi wierzyć, sprawdzaliśmy to, gdzie tylko się dało, nie mamy żadnych zobowiązań unijnych, które mówią o tym, że powinniśmy tyle energii importować. Słowa "kupujmy polskie" brzmią jak hipokryzja, skoro to "polskie", jeśli węgiel mamy gdzieś - powiedział w rozmowie z Onetem.
Dodał, że według niego transformacja górnictwa powinna trwać przynajmniej 40 lat. To, co nam szykuje UE w postaci religii klimatycznej - bo tak to nazywam - to jest dla nas sytuacja naprawdę katastrofalna - powiedział. Dodał, że według niego data odejścia od dekarbonizacji powinna przypaść na 2070 roku. A na pewno powinno to funkcjonować poza rokiem 2050 - powiedział.