Hakerzy włamali się na prywatną skrzynkę mailową szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michała Dworczyka oraz jego żony. Minister wydał oświadczenie, w którym zapewnia, że nie doszło do wycieku tajnych informacji. Nie wyjaśnił jednak, czy pojawiające się w Telegramie dokumenty - rzekomo pochodzące z jego skrzynki - są autentyczne.
Na profilu Agnieszki Dworczyk na Facebooku pojawiła się rzekoma wiadomość od Michała Dworczyka, w której przekazał, że jego "skrzynka e-mail została zhakowana przez nieznane osoby".
"Sprawcami zostały skradzione dokumenty służbowe, które zawierają informacje niejawne i mogą być wykorzystane do wyrządzenia szkody bezpieczeństwu narodowemu RP, a także mogą być wykorzystane jako dowód rzekomej polskiej ingerencji w sprawy wewnętrzne Białorusi (oryginalna pisownia)" - cytuje wpis Onet. Profil Agnieszki Dworczyk wkrótce zniknął z Facebooka.
Informację o ataku hakerskim potwierdził Onetowi rozmówca ze służb specjalnych. Miało to być włamanie na prywatną skrzynkę ministra na jednym z polskich serwisów z darmową pocztą. Ministrowie w ogóle nie powinni korzystać z prywatnych kont i trzymać tam dokumentów państwowych. Niestety to robią - komentuje rozmówca Onetu.
Po ponad dwóch godzinach od pojawienia się informacji Michał Dworczyk wydał oświadczenie. "W związku z doniesieniami dotyczącymi włamania na moją skrzynkę email i skrzynkę mojej żony, a także na nasze konta w mediach społecznościowych, poinformowane zostały stosowne służby państwowe" - napisał.
"Zważywszy na to, że informacje zostały opublikowane w rosyjskim serwisie społecznościowym Telegram oraz fakt, że przez 11 lat miałem zakaz wjazdu na teren Białorusi i Rosji jako osoba aktywnie wspierająca przemiany demokratyczne na terenie byłego ZSRR, traktuję ten atak jako jeden z elementów szeroko zakrojonych działań dezinformacyjnych zawierających sfałszowane i zmanipulowane informacje" - napisał minister.