"Czarny protest przyciągnął ludzi, którzy uważają, że należy zabijać dzieci chore, niepełnosprawne z wadami, a nie próbować je ratować" - w tak mocnych słowach wiceminister kultury Jarosław Sellin skomentował piątkową manifestację przeciwników zaostrzenia prawa aborcyjnego. Według warszawskiego ratusza, w stolicy na ulice wyszło około 55 tysięcy osób. Demonstrujący sprzeciwiali się zaostrzeniu przepisów prawa aborcyjnego, co przewiduje obywatelski projekt ustawy "Zatrzymaj aborcję".
Politycy opozycji uważają, że wypowiedź wiceministra kultury Jarosława Sellina jest niedopuszczalna, obliczona na zbicie politycznego kapitału w tak trudnej sprawie.
Zdaniem Rafała Grupińskiego z Platformy "takie słowa świadczą o skrajnej ideologizacji". Granice nie tylko smaku, ale przede wszystkim granice moralne są przekraczane - mówił.
Paweł Rabiej z Nowoczesnej dodawał, że "w dyskusji chodzi o prawo do wyboru", a opinia wiceministra kultury to pogarda dla protestujących.
To jest skandaliczne. To zrównywanie wyboru sumienia, do którego każda osoba, każda kobieta ma prawo, z taką kalką słowną, która ma je wrzucić do szufladki pod tytułem "morderczynie" - argumentował.
Ale Jarosław Sellin zarzuty odpiera i dodaje, że przerywanie ciąży ze względu na wady płodu, to jego zdaniem "barbarzyństwo". I ma nadzieję, że ta przesłanka zostanie wyeliminowana z polskiego prawa.
W poniedziałek sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka pozytywnie zaopiniowała obywatelski projekt o zmianie ustawy z dnia 7 stycznia 1993 roku o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Proponowane zmiany znoszą możliwość przerwania ciąży ze względu na ciężkie i nieodwracalne wady płodu. Środowe i czwartkowe posiedzenia sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodzin, która miała zająć się tym projektem, zostały odwołane.
W odpowiedzi na dalsze prace nad projektem Ogólnopolski Strajk Kobiet zorganizował demonstrację pod hasłem "Czarny piątek". W Warszawie, gdzie odbywa się główny protest, zgromadzeni skandowali: "Wolność, równość, aborcja na żądanie", "Myślę, czuję, decyduję", "Równe prawa - wspólna sprawa", "Wasza wiara od nas z dala", "Politycy, marsz z kaplicy", "Księża na księżyc", "Rewolucja jest kobietą", "Łamiecie nasze prawa, a to nie nasza sprawa", "Wolność, równość, antyklerykalizm". Na czele marszu był niesiony transparent z napisem "Niepodległe Polki" i rysunkiem czarnego parasola; na innych transparentach widniały hasła: "Aborcja w obronie życia", "Make abortion great again".
Uczestnicy demonstracji protestowali także przed Domem Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej, a stamtąd Traktem Królewskim przeszli pod Sejm. Po tym przemaszerowali na ul. Nowogrodzką, przed siedzibę PiS.
Demonstrujący mówili, że chcą Polski dla wszystkich - starych, młodych, wierzących i ateistów. Żeby nikt się nie wtrącał w nasze sumienia, w nasze wybory - mówiła jedna z demonstrantek.
Protestujący podkreślali także, że chcą większych nakładów z budżetu państwa dla osób niepełnosprawnych i ich opiekunów.
Według stołecznego ratusza, w manifestacji w Warszawie wzięło udział blisko 55 tys. osób. Protesty "Czarnego piątku" odbywały się także w innych miastach, m.in. w Gdańsku, Szczecinie, Poznaniu, Katowicach i w Krakowie.
(j.)