Powstanie sejmowej komisji ds. inwigilacji dziennikarzy „Rzeczpospolitej” mogłoby przynieść zaskakujące efekty. Pod lupą śledczych mogliby się bowiem znaleźć politycy m.in. z rządu Jerzego Buzka.
Po poniedziałkowej publikacji w tygodniku „Newsweek” o rzekomej inwigilacji dziennikarzy dziennika „Rzeczpospolita”, Platforma Obywatelska wezwała do utworzenia parlamentarnej komisji śledczej w tej sprawie.
Na celowniku PO znaleźli się Lech Kaczyński – ówczesny minister sprawiedliwości, a także Zbigniew Wassermann – obecnie minister koordynator ds. służb specjalnych. Zdaniem polityków Platformy należałoby zbadać, czy politycy ci nie przekroczyli wówczas swoich uprawnień. Kaczyński i Wassermann mieli bowiem przy okazji badania działań służb specjalnych przeciwko politykom prawicy śledzić dziennikarzy. Jednym z polityków do „odstrzału” miał być ówczesny wojewoda śląski Marek Kępski.
Okazuje się, że w intrygę przeciwko Kępskiemu, mógł być zamieszany ówczesny premier, a dziś eurodeputowany z ramienia PO, Jerzy Buzek. Poszło wtedy o największe w Europie składowisko odpadów chemicznych w Tarnowskich Górach i kontrakt o wartości 300 mln złotych. Początkowo kontrakt zdobył gliwicki „Enpol” – firma Eugeniusza Majza – szarej eminencji śląskiego biznesu, którym od lat interesuje się ABW i prokuratura. Kępski wyrzucił „Enpol” i wprowadził „Budus” – należacy do Aleksandra Ćwika. To posunięcie wywołało lawinę.
Były wojewoda pamięta, że docierały do niego sygnały z pogróżkami. Z różnych stron te głosy docierały i one były związane z firmą „Enpol” - podkreśla Kępski. Firma ta była powiązana z kilkoma wiceministrami z rządu Buzka, m.in. Bernardem Błaszczykiem, Andrzejem Karbownikiem i Januszem Steinhoffem. Lobby w sprawie „Enpolu” miała prowadzić dyrektor biura poselskiego premiera Buzka.
Kępski naruszył polityczno-gospodarczy układ, pozbawił go zlecenia na 300 mln zł i to wystarczyło, by wypowiedzieć mu wojnę.