"W Krakowie szacuje się, że cieknące krany kosztują mieszkańców około 10-12 milionów złotych (...). To są naprawdę kwoty, które w sensie oszczędnościowym sięgają tysiąca ośmiuset złotych w skali roku w przypadku średniej wielkości gospodarstwa" - przekonywał w Radiu RMF24 prof. Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, z którym rozmawiał Michał Zieliński. Uczelnia ruszyła z kampanią promującą metody oszczędzania energii, które przełożą się na niższe rachunki.
Michał Zieliński: To, co mi przychodzi do głowy to to, czy telewizory i inne urządzenia nie będą następne - gdy świeci się lampka (sygnalizująca stan oczekiwania urządzenia), wtedy też przecież jest pobierany prąd. I rzecz, którą wie także każde dziecko, że trzeba wyłączać światło jak się wyjdzie z łazienki. Co poza tym?
Prof. Stanisław Mazur: To z pewnością słuszne zalecenia. Te, o których warto wspomnieć dodatkowo, to chociażby automatyzacja oświetlenia. Inny ważny i bardzo prozaiczny przykład, to żeby żarówki nie były zakurzone. To bardzo obniża efektywność. Jeżeli chodzi o energię, to z pewnością te wszystkie urządzenia, które wykorzystujemy do energii: kuchenki, piecyki. Tutaj jest cały szereg różnych zaleceń, jak można znacząco ograniczyć te wydatki.
A na przykład piecyk - jak się z nim obchodzić, żeby nabijał nam mniejsze rachunki?
W tej broszurze, którą pokazujemy mieszkańcom, aby zobaczyli jak można przeżyć te trudne czasy będąc zarazem ekologicznym, użyliśmy takiego sformułowania "nasz drogi piecyk". Wymiana piecyka zwraca się po trzech latach. To jest jeden z najprostszych przykładów tego, jak można szybko i relatywnie skutecznie oszczędzać.
Miałem na myśli akurat piekarnik, bo rozumiem, że pan też o piekarniku wspomniał.
Okazuje się to zadziwiające, że wtedy, kiedy wracamy do piekarnika, otwieramy go, to mniej więcej o 30 proc. obniżamy efektywność energetyczną.
No tak, bo musi się nagrzać, odrobić te straty energii. A jeszcze żarówki mnie intrygują, że nie powinny być zakurzone. Czyli co, po prostu ściereczkę powinniśmy mieć i przecierać te lampki? I to rzeczywiście ma jakiś zauważalny wpływ na rachunki? Czy to jest rzeczywiście jakaś różnica, którą widzi ludzkie oko? Aż trudno w to uwierzyć.
Te zakurzone żarówki mają wpływ z pewnością, ale istotą jest, że każde z tych działań indywidualnie da pewnie mikro oszczędności, natomiast ich suma da już poważniejsze.
Jeśli pamiętamy o wszystkim, ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka. Teraz idźmy do łazienki, bo tam też tworzą się koszty. Jak możemy oszczędzać w łazience? Zacznijmy od wody.
Najprościej kiedy myjemy zęby. Bardzo wielu z nas ma nawyk niezakręcania wody. Inny przykład, to cieknący kran - w Krakowie szacuje się, że około 10-12 milionów złotych kosztują mieszkańców cieknące krany. Prysznic, a nie kąpiel. To są naprawdę kwoty, które w sensie oszczędnościowym sięgają tysiąca ośmiuset złotych w skali roku dla średniej wielkości gospodarstwa.
W skali roku to są pieniądze, którymi nie można pogardzić. O czym jeszcze warto wspomnieć? Jakie jeszcze oryginalne sposoby na oszczędzanie wskazałby pan?
Tych sposobów jest kilka. Pewnie warto powiedzieć, co jest szalenie istotne, o termoizolacji, alternatywnych źródłach energii. To wszystko, co jest nieuchronnie przed nami. Z tych rzeczy w mikroskali pewnie warto wspomnieć również o ogrzewaniu. Nie zastawiajmy kaloryferów jakimkolwiek krzesłem, fotelem, bo to już ogranicza efektywność. Wreszcie kolejna kwestia dotycząca temperatury: optymalna temperatura dla człowieka w miejscu pracy to 20 stopni, w łazience 24, do snu 18. Mamy takie nawyki, że znacząco podnosimy temperaturę, a to nie jest ani zdrowe, a z pewnością oszczędne.
Można się chyba po jakimś czasie przyzwyczaić do tego, że żyjemy w nieco niższej temperaturze. Niekoniecznie musimy być aż tak dogrzani. Panie profesorze, na koniec niech pan tak z ręką na sercu wyzna, czy stosuje pan te wszystkie metody oszczędzania na co dzień?
W jakimś wymiarze. To, co jest istotne w naszej kampanii, w tych materiałach, które pokazujemy w komunikacji miejskiej, to jest uświadamiające. To jest fundamentalna kwestia. Na co dzień nie doceniamy mikroskali działań, ale ich suma naprawdę daje realne oszczędności. Co szalenie istotne, nie chodzi tylko o oszczędność. Chodzi o to, że to jest po prostu ekologiczne. Czyli łączymy ekonomię z ekologią i nie zgadzamy się na bardzo fałszywy obraz, który mówi: albo ekonomia albo ekologia. To po prostu jest coś, co idzie w parze.
Opracowanie: Kinga Adamczyk