Czytanie książek jest doskonałym panaceum na depresję. Jak się okazuje, dobra książka pomaga zwalczyć stres i różne dolegliwości - nie tylko psychiczne, ale też fizyczne. Przekonuje o tym w rozmowie z dziennikarzami RMF FM dr Lidia Ippoldt.
Magdalena Wojtoń: Czym jest biblioterapia?
Dr Lidia Ippoldt: Biblioterapia jest to oddziaływanie książką na ducha człowieka. Po to, żeby czasami poprawić mu humor, czasami, żeby dostrzegł jakieś problemy, które są przed nim, i które wydają się nie do pokonania; po to, żeby dostarczyć mu nadziei na to, że można sobie z różnymi rzeczami w życiu poradzić; po to, żeby go rozweselić, żeby zapomniał czasami o różnych smutkach, które go trapią, ale również po to, żeby wskazać pewne wartości w życiu.
A te książki, które poprawiają stan ducha, też muszą mieć duszę? To nie może być każda książka?
Myślę, że każda książka biblioterapeutyczna powinna mieć duszę. To znaczy: jest to taka książka, która musi pozostawiać nadzieję, ale też musi trafiać do każdego indywidualnie. Nie można stworzyć uniwersalnej listy książek terapeutycznych, dlatego, że każdy odbiorca ma swoje zapotrzebowanie na inną. Przede wszystkim w zależności od tego, co dotychczas czytał, co lubi czytać, co go irytuje. Wiadomo, że ta lista będzie inna dla każdego.
A jak odnaleźć tę właściwą książkę?
Myślę, że właściwa dla każdego jest taka książka, która potrafi go albo przenieść w inny świat wtedy, kiedy tego potrzebuje, albo rozweselić, albo wskazać mu najważniejsze wartości, których szuka w danym momencie w życiu, albo też po prostu potrafi zapełnić mu jakiś pusty czas, spędzany czasami w szpitalu, w jakimś ośrodku, w samotności. Czasami są to książki dla osób samotnych, czy osób starszych, które mało wychodzą z domu i potrzebują mieć kontakt ze światem.
A jest może taki uogólniony podział? Że np. dla tych, którzy przeżyli zawód miłosny, kryminał, a dla tych, których szef nie docenia, harlequin?
Nie, nie ma takiego podziału. W zależności od tego, kto, co do tej pory czytał. Dlatego, że harlequiny mogą być zarówno literaturą terapeutyczną dla tych, którzy lubią taki rodzaj książek, jak mogą też być literaturą irytującą dla tych, którzy zupełnie się nią nie interesują i dla których jest zbyt infantylna. Dla biblioterapeuty i osób, które chciałyby dobierać książki innym - pod względem wartości terapeutycznej - najważniejszym składnikiem, który trzeba wziąć pod uwagę są potrzeby i możliwości czytelnicze osób, które będą poddane biblioterapii. A z drugiej strony ważne jest, żeby te osoby same potrafiły też wskazać co je w danym momencie by zainteresowało.
To jest tak, jak ze znieczuleniem u dentysty: że po zaaplikowaniu sobie takiej książki, znieczulenie będzie nas jeszcze trzymać przez parę godzin, dzień? Czy rzeczywiście może na nas wpłynąć?
Myślę, że to czasami może wpłynąć na całe życie. Dlatego, że dzięki książce, dzięki bohaterowi literackiemu, który się w książce pojawi - oczywiście tej właściwie dobranej książce - dokonujemy przewartościowania naszego świata. Czasami chodzi o inne podejście do problemu. Problem pozostaje, problem nie znika, ale ważne jest inne podejście do problemu - sama świadomość, że ktoś sobie poradził z nim. Bardzo często polecamy książki biograficzne, czy autobiograficzne osobom, które przeżyły jakąś podobną sytuację po to, aby udowodnić mu, że byli ludzie, którzy mieli podobne, może nawet poważniejsze problemy i nie załamali się, nie wpadli w depresję i nie przestali działać, tylko próbowali różnych wyjść. Nawet w sytuacjach beznadziejnych, przy ciężkich chorobach, lekarze przyznają, że najważniejsza jest dusza i sposób myślenia. Bardzo często wiara, którą pacjent ma, dodaje mu sił i pozwala nawet pokonać chorobę.
Jaka jest ta metoda? Potrafiłaby pani opisać na jakimś anonimowym przykładzie, jak to się robi? Jak się dobiera książkę do osoby, do nastroju, sytuacji?
Czasami jest to dobór przypadkowy, czyli my czasami nie znamy osoby. Tu najcięższe zadanie ma bibliotekarz, np. w bibliotece publicznej, który nie zawsze wie, że jego czytelnik ma taki problem i poszukuje tej konkretnej książki. I czasami jest to czysty przypadek, że udało mu się dobrać książkę, która mu bardzo pomogła. Najczęściej jest to tak, że czytelnik po jej przeczytaniu przychodzi i mówi "bardzo mi pani pomogła."
"Poproszę o podobną."
Mówi np. "proszę o podobną." Chociaż niekoniecznie, bo już ma lepszy nastrój i potrzebuje czegoś innego. Ale kiedyś pani, która pracowała w bibliotece szpitalnej, przyszła do mnie i powiedziała: "Chyba zrobiłam krzywdę swojemu pacjentowi, bo przyszedł do mnie po przeczytaniu książki i mówi, że bardzo płakał nad nią." Ja tłumaczę, że to nie na tym polega, żeby się tylko uśmiechać nad tą książką.
Łzy oczyszczają.
Płacz mógł mu uświadomić pewne rzeczy i mogła to być najwartościowsza książka, którą przeczytał w życiu. Oczywiście czasami jest tak, że wiemy o różnych problemach, znamy je i staramy się dobrać wtedy literaturę. Ale też nigdy nie może biblioterapeuta tego zrobić sam, wskazując tylko jeden tytuł. Ja zawsze przygotowuję pewną listę książek.
Wachlarz?
Tak. Po to, żeby ktoś sobie przeczytał, albo ktoś, kto lepiej zna tę osobę przeczytał te książki wcześniej i on zadecydował, którą mu podsunąć. Dlatego, że nie ma takich uniwersalnych książek biblioterapeutycznych. Nie da się tego określić, że na pewno ta książka pomoże, a ta zaszkodzi. To zależy od przeżyć, od bagażu doświadczeń każdego z nas, od nastroju, od sytuacji, w której się znaleźliśmy.
Jaki rodzaj książek pomoże nam dotrwać do lata? Chodzi o literaturę na taką pogodę, kiedy jest szaro, zimno, tęsknimy, chcemy, żeby już były wakacje.
W zależności od tego, kto, co potrzebuje, ale myślę, że przydałyby się nam książki-antydepresanty...
"Lato muminków"
O! Na przykład! Jeżeli ktoś lubi taką literaturę oczywiście. Znowu to zaznaczę: dla innych to będzie wachlarz kryminałów, dla jeszcze innych będą to książki humorystyczne. Raczej nie starajmy się szukać książek ponurych. Generalnie te, które nie pozostawiają nadziei, rozdrapują rany, nie są książkami terapeutycznymi.