Akt oskarżenia w sprawie granatnika i byłego komendanta głównego policji Jarosława Szymczyka trafił do sądu - dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada. Były szef policji ma odpowiedzieć za nielegalne posiadanie broni oraz wystrzelenie z granatnika w swoim gabinecie w komendzie głównej w grudniu 2022 roku.
Granatnik RGW90, którego skorupę gen. insp. Szymczyk miał uzyskać jako prezent, okazał się sprawny i ustawiony na tryb burząco-odłamkowy. Były szef policji, otrzymując go podczas wizyty w Ukrainie, nie dostał żadnych dokumentów potwierdzających pozbawienie tego urządzenia cech bojowych.
Biegli ustalili też, że gdy odebrał przedmiot - był on w trybie bezpiecznym. Natomiast w gabinecie komendant odbezpieczył granatnik, wykonując sekwencję czynności, które umożliwiły wykonanie strzału.
W sumie gen. insp. grozi 8 lat więzienia.
To jednak nie koniec śledztwa. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wątek odpowiedzialności Jarosława Szymczyka wyłączyła do odrębnego postępowania, które właśnie skończyła aktem oskarżenia. Natomiast wciąż badane jest niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy, którzy nie skontrolowali granatnika pod kątem pirotechnicznym. Sprawdzane jest także, dlaczego zaniechano ewakuacji siedziby Komendy po wystrzeleniu granatnika.
"Informację o wniesieniu aktu oskarżenia otrzymałem z mediów. Nie przekazała mi jej prokuratura" - stwierdził w oświadczeniu przesłanym RMF FM Jarosław Szymczyk. "Prokurator prowadząca śledztwo nie dała mi szansy złożenia wyjaśnień, nie rozpoznała żadnego ze złożonych przeze mnie wniosków dowodowych, nie udostępniła mi akt śledztwa w ramach czynności końcowego zaznajomienia z materiałami sprawy. Odebrano mi w ten sposób prawo do obrony. W czasie mojej służby w Policji nie spotkałem się z przypadkiem, żeby w sposób tak jawny doszło do pogwałcenia podstawowych praw i gwarancji procesowych" - ocenił.
"Jeżeli Prokuratura boi się prawdy i w sposób kapturowy mnie oskarża to oświadczam, że ja prawdy się nie boję. W tej sprawie jestem pokrzywdzonym. Taki status mam zresztą w śledztwie, które prowadzi Prokuratura Regionalna w Warszawie. Jestem przekonany o mojej niewinności, dlatego będę domagał się zwrotu prokuratorowi wniesionego bezzasadnie przeciwko mnie aktu oskarżenia, w celu przeprowadzenia rzetelnego śledztwa" - zapowiedział były szef policji.
Do oświadczenia Szymczyka odniósł się rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Piotr Antoni Skiba. W oparciu o materiał dowodowy w prowadzonym po 30 września 2024 roku postepowaniu, stwierdzić należy, że podejrzany Jarosław Szymczyk nie korzystał z uprawnień strony w ramach postępowania przygotowawczego - podkreślił w rozmowie z PAP prok. Skiba. Dodał, że kilkukrotnie wyznaczane terminy czynności przez prokuratora referenta nie były akceptowane przez podejrzanego. Zaznaczył, że złożone wnioski dowodowe przez obrońcę zostały rozpoznane przez referenta sprawy, aczkolwiek negatywnie.
Również akta śledztwa zostały udostępnione jedynie osobie, która wyraziła gotowość zapoznania się z nimi, czyli obrońcy podejrzanego - przekazał Skiba.
Prawo do obrony podejrzanego Jarosława Szymczyka było respektowane z należytym wyczuciem przez referenta sprawy. Gwarantowało podstawowe prawa podejrzanego i respektowało ustawowe gwarancje procesowe - podkreślił rzecznik prokuratury.
18 stycznia informowaliśmy, że śledztwo w sprawie eksplozji w Komendzie Głównej Policji, w którym gen. insp. Jarosław Szymczyk ma status pokrzywdzonego, zostało zawieszone. Wszczęto je jeszcze za rządów PiS.
Powodem zawieszenia jest brak reakcji Ukrainy na polskie wnioski o pomoc prawną, dot. przesłuchania osób, które mają wiedzę dotyczącą okoliczności wręczenia policyjnej delegacji prezentów w formie przerobionych granatników.
Do eksplozji granatnika w Komendzie Głównej Policji doszło w połowie grudnia 2022 roku po wizycie gen. insp. Jarosława Szymczyka w Ukrainie.
Ówczesny komendant główny policji tłumaczył, że od szefów tamtejszych służb dostał w prezencie granatniki, które miały być zużyte i które przywiózł do Polski. Jeden z nich wybuchł jednak na zapleczu jego gabinetu.
Ówczesny szef policji w rozmowie z RMF FM przyznał, że wybuch był potężny, a on sam na dwie doby trafił do szpitala. Według ustaleń reportera RMF FM Krzysztofa Zasady, w czasie incydentu w gabinecie Jarosława Szymczyka granatnik nie został wystrzelony w podłogę, a w sufit.
Granatnik dokonał dużych szkód w gabinecie jednego z naczelników powyżej pokoju komendanta. Zniszczył krzesło i biurko, a potem wpadł do szafy i nie eksplodował.
W tej sprawie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przeprowadziło kontrolę w KGP, która - jak przekazał 23 lutego 2023 r. ówczesny szef resortu Marcin Kierwiński - wykazała 27 bardzo poważnych uchybień.
Gen. insp. Szymczyk tłumaczył w rozmowie z "Rzeczpospolitą", w grudniu 2022 r., że 12 grudnia owego roku, podczas wizyty w Ukrainie, miał dwa kluczowe spotkania. Pierwsze z komendantem głównym Narodowej Policji Ukrainy Ihorem Kłymenko. Na koniec tradycyjnie przekazaliśmy sobie prezenty. Ja darowałem panu generałowi skromny policyjny gadżet - portfel, długopis, wizytownik i butelkę polskiego alkoholu. Pan generał wręczył mi tubę po granatniku, która - jak powiedział - jest tubą zużytą, pustą, bezpieczną, przerobioną na głośnik, z którego można korzystać przez Bluetooth - powiedział ówczesny szef KGP.
Na drugie spotkanie udaliśmy się do Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, przyjął nas gen. Sierghiej Kruk. Był też jego zastępca, gen. Dmytro Bondar, który zaprosił nas do sali, gdzie zgromadzono różne elementy zużytej broni z ich codziennej służby. (...) Na koniec rozmowy gen. Bondar powiedział, że ma dla nas taką pamiątkę. To była podobna tuba po zużytym granatniku - dodał gen. insp.
Zapewniono nas, że (...) to urządzenie jest bez materiałów wybuchowych, że to złom - podkreślił. Przyznał też, że przejeżdżał granicę na paszporcie dyplomatycznym i nie zgłaszał prezentu, bo - jak mówił - w naszej świadomości to nie było uzbrojenie, tylko dwie zużyte, puste tuby po granatnikach.