Sanitariusz łódzkiego pogotowia okradł zmarłego pacjenta. Dyrekcja stacji zareagowała natychmiast – mężczyzna zostanie zwolniony z pracy.
Nie ma w tej stacji miejsca dla złodziei, bandytów, morderców i nie będziemy z takimi ludźmi pracowali - tłumaczy swoją decyzję dyrektor pogotowia Bogusław Tyka. O losie sanitariusza zdecyduje także prokurator i sąd.
Niewykluczone, że podobne sankcje zostaną wyciągnięte w stosunku do kierowcy karetki i lekarz, który reanimował pacjenta. Okazja czyni złodzieja. Ja nie mam oczu wokół głowy - tłumaczy się lekarz.
Sanitariusz został zatrzymany w sobotę, kilka godzin po zdarzeniu, które zarejestrowały policyjne kamery. Portfel pacjenta znaleziono w prywatnym samochodzie sanitariusza.
Po „aferze łowców skór” łódzkie pogotowie od miesięcy próbuje odbudować zaufanie pacjentów, ta bulwersująca sprawa psuje te starania.
Dyrekcja stacji po nekroaferze wymieniła właściwie cały zespół lekarzy. Teraz przyszła pora na sanitariuszy – będą oni zastępowani młodymi ratownikami medycznymi po studiach. Zagrożeni są zwłaszcza ci, którzy cały nie posłuchali dyrekcji i się nie dokształcają.
Dodajmy, że w kwietniu ruszy pierwszy proces "łowców skór". Na ławie oskarżonych znajdą się dwaj lekarze i sanitariusze, którzy uśmiercali pacjentów dla pieniędzy uzyskiwanych od firm pogrzebowych.