Brytyjska policja aresztowała kolejne osoby podejrzewane o związki z czwartkowymi zamachami. Na stacji kolejowej Snow Hill w Birmingham w środkowej Anglii zatrzymano mężczyznę prawdopodobnie afrykańskiego pochodzenia.
Dworzec Snow Hill w Birmingham ewakowano z powodu znalezionych tam dwóch podejrzanych walizek. Dodatkowo zatrzymano mężczyznę prawdopodobnie pochodzenia afrykańskiego. Jest on podejrzewany o związki z organizacjami, które odpowiadają za zamachy w Wielkiej Brytanii.
W piątek popołudniu w okolicach stacji Stockwell policja aresztowała mężczyznę w związku z czwartkowymi zamachami. Świadkowie widzieli uzbrojonych policjantów, którzy wtargnęli do mieszkania przy Corn Road, niedaleko stacji Stockwell, potem słyszeli okrzyki: "kładź się, bo strzelam!" i po chwili widzieli wyprowadzanego podejrzanego mężczyznę.
Funkcjonariusze policji podczas konferencji prasowej pokazali zdjęcia czterech mężczyzn poszukiwanych w związku z czwartkowymi zamachami w londyńskim metrze i autobusie. Zdjęcia pochodzą z kamer przemysłowych zainstalowanych w londyńskim metrze i w autobusie linii 26. Zdjęcia nie są bardzo wyraźne. Na jednym z nich widać m.in. mężczyznę w koszulce z napisem "New York", uciekającego ze stacji Oval, na drugim brodatego mężczyznę na górnym pokładzie zaatakowanego autobusu linii 26. Przedstawiciele brytyjskiej policji powiedzieli, że bomby użyte w czwartkowych atakach w Londynie były domowej roboty i wybuchły tylko częściowo. Według policji, czwartkowe ataki "noszą cechy podobieństwa" do zamachów z 7 lipca.
Szef londyńskiej policji, Ian Blair, zaapelował o spokój, zapewniając, że sytuacja jest pod kontrolą. Jednocześnie poprosił londyńczyków o pomoc w schwytaniu zamachowców. - Jeśli ktokolwiek rozpoznaje tych mężczyzn lub posiada jakiekolwiek informacje o nich lub o ich działaniach, niech skontaktuje się ze specjalną poufną linią antyterrorystyczną...- mówił. Blair podkreślił, że to najpoważniejsze śledztwo w historii istnienia jego formacji. Dodał, że ta akcja skierowana jest przeciwko kryminalistom, a nie członkom jakiejkolwiek społeczności.
Ian Blair powiedział, że zastrzelenie w mężczyzny na stacji metra Stockwell miało związek z prowadzoną operacją antyterrorystyczną. Mężczyzna był ścigany przez funkcjonariuszy. Jak podała telewizja Sky News, powołując się na policyjne źródła, zastrzelony mężczyzna nie był jednym z poszukiwanych zamachowców.
Popołudniu w piątek policjanci odcięli teren Harrow Road. Świadkowie mówili o widzianym tam pojeździe saperów. Jednak według Rafała Ignasiaka z polskiej sekcji BBC, nic konkretnego nie wiadomo w sprawie tej akcji. Jeden ze świadków powiedział, że funkcjonariusze weszli do budynku, gdzie było potem słychać strzały. Później wyprowadzili stamtąd grupę kobiet i dzieci. To są jednak niepotwierdzone informacje.
W okolicy stacji Stockwell, gdzie rano w piątek zastrzelono mężczyznę zostali ewakuowani pasażerowie. Zawieszono także kursowanie dwóch linii londyńskiego metra - Northern Line i Victoria Line.
Więcej szczegółów w tej sprawie pochodzi z zeznań świadków, którzy mówią, że kilka minut po godzinie 10:00 uzbrojeni policjanci ścigali mężczyznę, który wbiegł na stację metra, przeskoczył przez barierki i dostał się do pociągu. Zdaniem świadków, nieumundurowani policjanci kilka razy strzelali do mężczyzny, który zmarł na miejscu.
- Widziałem Azjatę wbiegającego do pociągu i ściganego przez trzech funkcjonariuszy policji ubranych po cywilnemu. Jeden z nich miał w ręku broń, wyglądającą jak automat. Pchnęli go na ziemię, przycisnęli i strzelili pięć razy - powiedział BBC świadek zdarzenia, Mark Whitby. Policja potwierdza jedynie, że strzelano do podejrzanego mężczyzny.
- Zauważyłam Azjatę z gładko ogoloną brodą i niewielką bródką, z plecakiem, który biegł wprost na mnie. Wkrótce po tym, gdy ten człowiek miał już wsiąść do pociągu, pojawiło się 8 lub 9 nieumundurowanych policjantów z krótkofalówkami i pistoletami. Biegli i krzyczeli: "Z drogi, z drogi!" A potem usłyszałam sześć lub siedem strzałów... - relacjonowała telewizji Sky News jedna z pasażerek metra – świadek wydarzenia.
- Właśnie wchodziliśmy do pociągu, kiedy nagle usłyszeliśmy strzały. Wszyscy zaczęli krzyczeć i biec, nie wiedzieliśmy, co się stało, ale pobiegliśmy za tłumem, nie byliśmy pewni, co się dzieje czy może jakaś bomba wybuchnie - - to relacje naocznych świadków wydarzeń w metrze.
Kolejne wydarzenia w brytyjskiej stolicy wiążą się z ciągłym zaostrzaniem środków bezpieczeństwa. Ich wyrazem są akcje policji. Wielu mieszkańców metropolii jest zszokowanych. W Londynie są wysłannicy RMF, Roman Osica i Paweł Świąder:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Na największych stacjach metra w centrum Londynu widać grupy kilkunastu, nawet kilkudziesięciu policjantów. Wszyscy są uzbrojeni i sprawdzają każdego podejrzanie wygladającego człowieka. Katarzyna Kopacz, Polka mieszkająca w Londynie, była świadkiem kontroli mężczyzny o ciemnym kolorze skóry z futerałem na ramieniu, który od razu wzbudził uwagę policjantów. Posłuchaj:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Londyńczycy zachęceni taką czujnością policji, sami podchodzą do funkcjonariuszy pokazują pozostawione na uboczu podejrzane pakunki i osoby, które ich zdaniem dziwnie się zachowują.
Po południu w piątek policjanci otoczyli jeden z meczetów we wschodnim Londynie. Powodem akcji był alarm bombowy. Mieszkańców okolicznych domów poproszono o niewychodzenie z mieszkań. Jednak po przeszukaniu meczetu alarm odwołano.
W czwartek na trzech stacjach metra i w autobusie doszło do kolejnej serii zamachów. Na szczęście nikt z pasażerów nie ucierpiał. Brytyjska policja poszukuje czterech zamachowców, którym udało się zbiec. Stacja Stockwell leży w południowej części Londynu, niedaleko stacji Oval, gdzie doszło do czwartkowych zamachu.
W związku z tym wciąż zamknięte są także trzy stacje metra, na których w czwartek doszło do incydentów. Częściowo wyłączone z ruchu są odcinki poszczególnych linii, co związane jest z zamachami sprzed dwóch tygodni. Zamkniętych jest także kilka ulic w pobliżu miejsc zamachów. Normalnie kursują pociągi i autobusy.
Jednak, jak donosi Rafał Ignasiak z polskiej sekcji BBC, zmieniła się atmosfera w Londynie. - Choć mieszkańcy starają się żyć tak, jakby nic się nie stało, widać, że ludzie są bardziej ostrożni, ale i bardziej zmobilizowani - mówi. Na ulicach więcej jest też policjantów. Na wielu stacjach kolei i metra bezpieczeństwa strzegą funkcjonariusze, uzbrojeni w karabiny. W pociągach metra pojawiły się także psy, specjalnie przeszkolone do odnajdywania materiałów wybuchowych.
Do czwartkowych zamachów w Londynie przyznała się grupa związana z Al-Kaidą Osamy bin Ladena – podaje japońska agencja informacyjna Kyodo, powołując się na oświadczenie, zamieszczone na stronie internetowej ugrupowania o nazwie Brygady Abu Hafsa al-Masriego. Jednak japońska agencja zastrzega, że nie ma możliwości weryfikacji tych informacji.