REKLAMA


Wysokie stanowisko w hierarchii NATO powinno być chyba wystarczającą rekomendacją dla autora wojennej wizji. Nawet jeżeli należałoby wziąć pod uwagę bardzo krytyczne uwagi o współczesnej ograniczonej roli Sojuszu Północnoatlantyckiego jako "bezzębnego klubu dyskutantów". Wygląda jednak na to, że brytyjski generał sir Richard Shirreff nie należy do grona wyfraczonych flegmatycznych dżentelmenów, którzy jak przedwojenny premier Neville Chamberlain prowadziłby politykę "appeasementu" czyli "udobruchania" groźnych dla świata dyktatorów. Chamberlain usprawiedliwiając swoje ustępstwa wobec Adolfa Hitlera w 1938 roku nazwał Czechosłowację odległym krajem, o którym wiemy niewiele. Shirreff -dla kontrastu- ma szeroką wiedzę o naszym regionie.

Oksfordczyk (na tym uniwersytecie studiował historię) urodzony w Kenii, w młodości wstąpił do brytyjskiej kawalerii pancernej. Jak czytamy w notce biograficznej autor książki "2017. Wojna z Rosją" przez 37 lat sprawował stanowiska dowódcze na wszystkich szczeblach wojsk lądowych. Nawąchał się prochu, bo uczestniczył w pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej, służył w Ulsterze, w byłej Jugosławii i w Iraku. Ma też spore doświadczenia dowódcze, bo był szefem Korpusu Sojuszniczych Wojsk Szybkiego Reagowania oraz zastępcą naczelnego dowódcy Sojuszniczych Sił Zbrojnych w Europie. "2017.Wojna z Rosją" jest jego pisarskim debiutem. Pozornie wygląda ona na kolejny tom beletrystyczny, ale to tylko taka maskarada. Rosjanie w tej quasi-powieści mówią maskirowka.

Jako że historia opowiedziana przez generała sir Richarda Shirreffa nie jest kolejnym przykładem z gatunku literatury sensacyjnej. Mimo porównania, które zamieszczono na skrzydełku: Najlepsza książka o konflikcie supermocarstw od czasu "Polowania na ‘Czerwony Październik’" Toma Clancy’ego. Cieszcie się tą barwną lekturą. (Robert Fox, "Evening Standard") Mnie się praca Shirreffa, skojarzyła z tomem, który przeczytałem z wypiekami na twarzy dobrych kilkanaście lat temu. Nosi on tytuł "Następna wojna światowa", wydano go w 1998 roku, a jego autorami byli Caspar Weinberger (były minister obrony USA) oraz Peter Schweizer (amerykański dziennikarz). Zaś przedmowę do książki napisała Żelazna Dama, szefowa brytyjskiego rządu Margaret Thatcher. Książkowa agresja Rosjan zaczyna się w "Następnej wojnie światowej" od ataku na Polskę. Dochodzi do niego 06.02.06. Tego dnia rosyjski Specnaz morduje cały polski rząd obradujący na specjalnym posiedzeniu w sekretnym ośrodku koło Białegostoku. Po spektakularnej akcji terrorystycznej szturmują nasz kraj rosyjskie wojska pancerne.

Na czym polegają podobieństwa obu tych książek? Obydwie oparte są na autentycznych wojennych grach strategicznych, scenariuszach możliwych konfliktów polityczno-wojskowych. Oczywiście tacy cywilni laicy jak ja zwykli czytać podobne dzieła z dystansem, ot jako rojenia "jastrzębi w mundurach". Zawsze jednak warto pamiętać maksymę XX-wiecznego brytyjskiego polityka Johna Enocha Powella: Historia pełna jest wojen, o których każdy wiedział, że nie wybuchną. Tak też może być z wojenną zawieruchą między demokratycznym światem Zachodu a agresywną putinowską Rosją. Większość współczesnych ludzi nie wierzy w to, że takie zbrojne starcie kiedykolwiek nastąpi. Podobnie gros Europejczyków w XX w. za nierealne do końca uznawało wybuch I i II wojny światowej.

Absurd wojenny aż bije po oczach, zwłaszcza dziś, kiedy wciąż największym zagrożeniem dla całej ludzkości jest broń jądrowa. Ten atomowy straszak do tej pory skutecznie odwodził nawet najbardziej szalonych liderów od kolejnej globalnej próby sił. Co nie znaczy, że nikt nie rozpatrywał takiego scenariusza. Sowieci na serio rozważali wygranie wojny atomowej. Związek Sowiecki miał uderzyć pierwszy. Generał Shirreff dowodzi, że ta apokaliptyczna wersja jest nadal niestety bardzo prawdopodobna. Rosjanie stopniują napięcie, działają etapami, wykorzystując różne bitewne warianty: od porwania amerykańskich żołnierzy na Ukrainie, regularnej ofensywy odcinającej wschód ukraińskiego państwa i torującej im korytarz do zajętego wcześniej Półwyspu Krymskiego, przez destabilizację Łotwy przy pomocy ciągłych strajków, prowokacji, dezinformacji i działań pod fałszywą flagą czyli arsenału wojny hybrydowej, aż po regularny szturm na sojusznicze siły NATO. Na końcu pojawia się straszliwa strategia wyłożona przez czarny charakter - prezydenta Rosji Władimira Władimirowicza: W razie ataku NATO gotów jestem użyć taktycznej broni atomowej, dokładnie tak jak ćwiczyliśmy to podczas niedawnych gier wojennych. Skłonny jestem to nazywać nuklearną "deeskalacją", ponieważ to najpewniejszy sposób, żeby skłonić Zachód do odstąpienia od agresji. Ameryka zaś w żadnym razie nie zaryzykuje zniszczenia Europy czy swoich miast i tym samym nie sięgnie po broń atomową.

Zwyciężają ci, którzy z wyprzedzeniem przeprowadzają w swojej kwaterze kalkulacje, uwzględniając jak największą liczbę czynników. Pobieżne kalkulacje oznaczają porażkę. A co dopiero ich brak! - pisał w swoim słynnym traktacie chiński strateg Sun Tzu. To mogłoby być motto książki generała Shirreffa, choć wydawcy wybrali innego wschodniego teoretyka i praktyka totalnej walki - Lwa Trockiego i jego aforyzm: Możesz nie interesować się wojną, ale wojna interesuje się tobą. Muszę przyznać, że przeżyłem już taki czas, kiedy byłem przekonany, iż moje désintéressement przyszłą wojną z Rosją okazało się gnuśnym snem naiwniaka. To był pamiętny 08.08.08. - dzień inwazji Moskali na Gruzję. Wkrótce potem doceniłem słowa ówczesnego prezydenta - profesora Lecha Kaczyńskiego.

Pamięć jest ulotna, więc nigdy dość przypominania wystąpienia głowy polskiego państwa w gruzińskiej stolicy Tbilisi: Jesteśmy tutaj przywódcy pięciu państw. Jesteśmy po to aby podjąć walkę. Po raz pierwszy nasi sąsiedzi pokazali twarz którą znamy od setek lat. To Rosja, to kraj, który chce podporządkować sobie sąsiednie kraje. My mówimy nie! Ten kraj uważa, że dawne czasy upadłego imperium wracają. Poznaliśmy tę dominację, to nieszczęście. To łamanie ludzi, narzucanie obcego języka i panowania. Dziś jesteśmy tu razem. Świat musiał zareagować, nawet jeśli był tej sytuacji niechętny. Gdy zainicjowałem ten przyjazd, niektórzy sądzili, że będziemy się obawiać - nikt się nie obawiał. Środkowa Europy ma odważnych przywódców. Chciałbym to również powiedzieć Unii - cały nasz region, i Gruzja, będzie się liczył. My wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i mój kraj- Polska. - trafnie diagnozował Lech Kaczyński.

Umieszczam w tym kontekście zmarłego tragicznie prezydenta nie z powodu jakiejś mojej osobistej "pisowskiej" obsesji. W książce gen. Shirreffa ważną rolę odgrywa bowiem Polak o dość swojskim dla nas imieniu - Radek i raczej egzotycznym nazwisku Kostilek. Imię kojarzy się w sposób oczywisty z byłym ministrem obrony i ex-szefem dyplomacji Radosławem Sikorskim. Jednak książkowa postać nie przypomina w niczym polityka Platformy Obywatelskiej, którego pamiętamy z wielu głośnych zachowań i cichych a podsłuchanych wypowiedzi. To Sikorski zdumiał Polaków wiernopoddańczym hołdem w Berlinie, czapkując Niemcom jako unijnemu suzerenowi, jedynemu państwu, które nie powinno być niczyim lennikiem. Używam tu feudalnych terminów, ale z tym mi się to kojarzyło.

To Sikorski w bezmyślny sposób straszył ukraińską opozycję w Kijowie, wywierając presję na radykałów, aby za wszelką cenę podpisali ugodę z Wiktorem Janukowyczem, tuż przed tym jak skompromitowany prezydent Ukrainy salwował się ucieczką. I to w końcu ten sam Sikorski w utrwalonej pokątnie knajpianej pogawędce z ówczesnym ministrem finansów Jackiem Rostowskim raczył nazwać polskie relacje z Waszyngtonem bullshitem kompletnym. Martwił się, że skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Taką postawę nazwał "murzyńskością". Potem w żenujący sposób się tłumaczył, że tę "murzyńskość" rozumiał jako "ruch literacki". Bezwstydnie zaprzeczał też, że użył wulgaryzmu, twierdząc, że mówił "o robieniu łaski a nie laski". To ten sam polityk, który tak chętnie robił "łaskę" szefowi rosyjskiej dyplomacji Siergiejowi Ławrowowi już po Tragedii Smoleńskiej. W najbardziej podejrzanej od lat sytuacji w relacjach Moskwa-Warszawa Sikorski podpisał z Ławrowem wspólną deklarację "Program 2020 w stosunkach polsko-rosyjskich". Stosunki polsko-rosyjskie są lepsze, niż by to wynikało z publikacji w mediach - przekonywał w tak napiętej sytuacji ów szef dyplomacji III RP.

Innymi słowy nie on jest pierwowzorem Radka Kostilka twardego w relacjach z Rosją polityka z Polski, odważnego i rozumnego szefa NATO. Z podobnych powodów należałoby z grona naszych krajowych polityków, którzy posłużyli za wzór szlachetnej postaci z książki generała Richarda Shirreffa wykluczyć Donalda Tuska. Mimo, że Kostilek jest w niej przedstawiany jako były polski premier. Trudno sobie jednak w tej roli wyobrazić byłego lidera Platformy, zwłaszcza po ostatnich informacjach opublikowanych przez tygodnik "wSieci". Wiernopoddańcza polityka wobec satrapy z Kremla rozpoczęła się grubo przed hekatombą 10.04.10., a po niej była w przerażający sposób kontynuowana. Swoją obecność na Westerplatte i wysłuchanie dosadnego przemówienia Lecha Kaczyńskiego Władimir Putin potraktował jak inwestycję i kartę przetargową, którą nie raz zagra w negocjacjach z Polską. Jeszcze ważniejszy był jego spacer z Donaldem Tuskiem po sopockim molo. Polski premier publicznie bagatelizował to spotkanie, twierdząc, że rozmawiano jedynie kurtuazyjnie. Jego waga była jednak tak wielka, że dyplomaci w późniejszych rozmowach stosowali określenie "realiów postsopockich". - ujawnili dwaj dziennikarze "wSieci" Marek Pyza i Marcin Wikło.

Natomiast przemówienie Radka Kostilka wygłoszone w kwaterze głównej NATO w Brukseli po (książkowej) inwazji Rosji na Łotwę w 2017 roku bardzo mi przypominało cytowaną już przeze mnie słynną gruzińską orację prezydenta Lecha Kaczyńskiego z roku 2008: Panie i panowie, Sojusz poniósł w ostatnich dniach ciężkie straty na skutek rosyjskiej agresji skierowanej przeciwko państwom bałtyckim. Zjednoczyliśmy się dla oddania hołdu naszym poległym towarzyszom broni i potępienia działań Federacji Rosyjskiej, ale nie wolno nam ulegać iluzjom. Sojusz został powołany do życia w 1949 roku w celu zapewnienia wspólnej obrony i temu służył przez sześćdziesiąt osiem lat, niemniej teraz, gdy pojawił się prawdziwy kryzys, wspólne działania obronne okazały się fikcją. Sojusz zawiódł. - grzmiał przenikliwy w swoich sądach polski polityk w sali obrad Rady Północnoatlantyckiej w 2017 r.

Energiczne przemówienie na tym forum nie przez wszystkich uczestników zostało przyjęte pozytywnie. Przez chwilę słychać było w koło pomruki niezadowolenia i protestu, dokładnie tak jak Kostilek przewidywał. Bezkompromisowa oraz nonkonformistyczna postawa polskiego lidera zaowocowała takimi znajomo brzmiącymi słowami: Bracia i siostry z Litwy, Łotwy i Estonii znaleźli się pod rosyjską okupacją i jak teraz wiemy, ich kraje mają być oficjalnie włączone do tego imperium strachu i terroru.- Na chwilę złagodził ton.- Ambasadorzy tych krajów, drodzy przyjaciele i koledzy, przekazuję wam wyrazy najgłębszego współczucia, ale bądźcie pewni ...- Tu grzmotnął ponownie dłonią w stół i spojrzał znacząco na zebranych.- Bądźcie pewni, że nie spoczniemy, dopóki wasze kraje nie będą znowu wolne, i mówię w imieniu wszystkich członków Sojuszu. Nie mam żadnych wątpliwości, na kim Shirreff wzorował postać szefa Sojuszu Radka Kostilka.

Miałem podczas lektury książki "2017. Wojna z Rosją" poczucie podwójnego déjà vu. Przypomniało mi się z jakim zaskoczeniem pod koniec lat 90. XX wieku czytałem w tomie Caspara Weinbergera i Petera Schweizera "Następna wojna światowa" o zamachu w wykonaniu rosyjskiego SPECNAZ-u. Zginęli w nim członkowie polskiego rządu i większość wyższych dowódców. Z przerażeniem odkryłem w pamiętną sobotę 10 kwietnia 2010 r., że właśnie w Rosji zginęła polska elita cywilna i wojskowa. Widziałem jak mój kraj się stacza po geopolitycznej równi pochyłej, coraz bardziej w kierunku wschodniego dna. Zarówno pamięć przeczytanych książek jak i przeżytych wydarzeń, które były ich dopełnieniem, każą mi za każdym razem z dużą estymą traktować wizje przyszłych wojen. W tomie "2017. Wojna z Rosją" jak uparty refren pojawia się zwrot o obsesyjnym dążeniu do zemsty przez satrapę na Kremlu. Władimir Władimirowicz nie może dla utrzymania własnego prestiżu pozostawić jakiekolwiek upokorzenia swojej osoby bez krwawego rewanżu. Mam tylko nadzieję, że tym razem wydarzenia opisane przez generała sir Richarda Shirreffa okażą się czystą literacką grą wojenną i nie wykażą już absolutnie żadnych podobieństw do faktów z przyszłości.

Konkurs rozwiązany! Hasło brzmiało: WOJNA Z PUTINEM. Egzemplarze książki "2017. Wojna z Rosją" trafią do Justyny Reisner z Warszawy, Andrzeja Adamczyka z Kudowy Zdroju, Michała Gołębskiego z Sarnowa, Jarosława Salabuna z Flensburga, oraz Adama Sosnowskiego z Gliwic. Gratuluję wygranym, dziękuję wszystkim uczestnikom i zapraszam wkrótce do kolejnej książkowej rywalizacji!