Ujawnię, co pan Kapusta utajnił w kwestii mojego śledztwa, co zostało zamanipulowane - mówił Grzegorz Wieczerzak, opuszczając areszt po prawie 3 latach. Wg prokuratury były szef PZU Życie naraził kierowaną przez siebie spółkę na ponad 170 mln zł strat.
Po opuszczeniu aresztu śledczego na warszawskiej Białołęce Grzegorz Wieczerzak był bardzo małomówny. Powtarzał tylko, że na początku maja zwoła konferencję prasową, na której udowodni, że w jego sprawie popełniono wiele błędów.
To, co się dzieje, to jest po prostu klęska wymiaru sprawiedliwości, bo trzymać kogoś w więzieniu trzy lata i nie móc mu przedstawić racjonalnych zarzutów, opartych na prawdziwych faktach, świadczy tylko o polskim wymiarze sprawiedliwości - powiedział Wieczerzak.
O taki stan rzeczy były szef PZU życie obarcza przede wszystkim Zygmunta Kapustę, byłego prokuratora apelacyjnego, który kilka dni temu podał się do dymisji. Co pan Kapusta utajnił w kwestii mojego śledztwa, co zostało tak zamanipulowane, żeby osoby odpowiedzialne nie poniosły konsekwencji, jak również kilka afer, które pan Kapusta zręcznie ukrył, państwu przedstawię - deklarował.
Po wyjściu z aresztu nie będzie mógł opuszczać kraju. Dwa razy w tygodniu będzie musiał stawiać się na komisariacie policji. Jednocześnie nie będzie mógł na dłużej niż trzy dni opuszczać miejsca zamieszkania.
Zanim Wieczerzak opuścił areszt, służby więzienne sprawdziły, czy ma własne ubranie nadające się do wyjścia. Zwrócono mu też depozyt pieniężny. Potem nastąpiły oględziny lekarza oraz rozmowa z więziennym wychowawcą, który - jak wyjaśnia rzeczniczka Centralnego Zarządu Służby Więziennej - przypomina, że na wolności trzeba postępować zgodnie z prawem i zasadami współżycia społecznego i że trzeba się stosować do wszystkich postanowień sądu.