Portret pamięciowy jednego ze sprawców, dwie łuski po nabojach, zrabowanych 70 tys. zł, porzucone auto i odciski palców być może należące do bandytów. To ślady i dowody zebrane po dwóch napadach na banki w Warszawie.
Dziś rano dwaj zamaskowani mężczyźni napadli na oddział banku BPH na warszawskich Bielanach.
Do budynku wtargnęli na krótko przed godziną 9. Sterroryzowali bronią kilku pracowników i zrabowali 20 tysięcy złotych. Trzeci napastnik czatował przed bankiem. Do oddziału przyjechali szarym audi 80, po napadzie porzucili samochód obok budynku. W napadzie nikt nie został poszkodowany. Posłuchaj relacji naszej reporterki Miry Skórki:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
To już drugi napad w Warszawie w ciągu ostatniej doby. Wczoraj złodzieje obrabowali inny oddział tego samego banku - przy Alejach Jerozolimskich. Zabrali 50 tys. złotych. Policja nadal poszukuje sprawców.
Czy fakt, iż dwukrotnie złodzieje wybrali ten sam bank, może świadczyć o tym, że jest on słabo chroniony? Wszystkie procedury związane z bezpieczeństwem zostały dochowane - tłumaczy rzecznik BPH. Wprawdzie w banku na Bielanach nie było żadnego ochroniarza, ale jest to placówka, która zgodnie z przepisami nie wymaga ochrony fizycznej.
Ochronę - jak dodaje – stanowiły alarmy oraz kamery rejestrujące to, co dzieje się wewnątrz budynku. Problem w tym, że zapis z takiej kamery jest bardzo niewyraźny. Złej jakości jest także nagranie z wczorajszego napadu - trudno rozpoznać twarze, bo kamery zostały ustawione za wysoko.
Ale kiepski monitoring to problem, z którym nie może poradzić sobie wiele banków. Mariusz Sokołowski ze stołecznej policji przyznaje, że zdarzało się, iż kamera rejestrowała ścianę w banku i nic więcej. Czasem trudno było określić czy wchodzący do banku to kobieta czy mężczyzna.
Dodajmy, że w tym roku dokonano już siedmiu napadów na banki w Warszawie. Nie złapano sprawców żadnego z nich.