Pracownicy unijnych instytucji demonstracją w obronie budzącej kontrowersje podwyżki płac, która ma wynieść 3,7 proc. Niektóre państwa członkowskie UE w tym Polska uważają, że w dobie kryzysu takie podwyżki się nie należą. Eurokraci są oburzeni i domagają się respektowania prawa. Twierdzą, że wygrają sprawę w Tybunale Sprawiedliwości w Luksemburgu.
Co najmniej tysiąc osób zebrało się w holu głównym gmachu Justus Lipsius, czyli w siedzibie Rady UE. Urzędnicy są zdeterminowani, ale na razie wiele krajów jest przeciwnych wzrostowi unijnych płac. Podczas szczytu UE w Brukseli premier Polski Donald Tusk wyraził swój stanowczy sprzeciw wobec tym podwyżkom. Nic dziwnego, że Polska wytykana jest teraz palcem przez eurokratow.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
"Polska należy do krajów, które są przeciwne indeksacji" - mówi wyraźnie zdenerwowana francuska urzędniczka.
Urzędnicy argumentują, że nie chodzi o podwyżkę, tylko dostosowanie wynagrodzeń (i emerytur) urzędników na podstawie określonych wskaźników podanych przez unijne biuro statystyczne Eurostat.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Pierwszy z tych wskaźników określa jak od połowy 2008 do połowy 2009 r. zmieniły się wynagrodzenia pracowników administracji państwowej w Belgii, Niemczech, Hiszpanii, Francji, Włoszech, Holandii, Luksemburgu i Wielkiej Brytanii. W każdym z krajów wzrosły w ciągu zeszłego roku.
Drugi zaś to specjalny wskaźnik, ktory bierze pod uwagę wzrost kosztów życia zagranicznych urzędników i dyplomatów w Brukseli. Na tej podstawie KE obliczyła podwyżkę w wys. 3,7 proc. Prawnicy Rady UE są zdania, że kraje członkowskie powinny respektować wewnątrzunijny regulamin i podwyżkę zatwierdzić. Urzędnicy są pewni swojej wygranej przed Trybunałem Europejskim w Luksemburgu.
Wynagrodzenia unijnych urzędników wahają się od 2,5 tys. euro dla sekretarki najniższego szczebla do 17,7 tys. euro dla dyrektora generalnego.