Setki zdesperowanych ludzi zebrały się w tureckim mieście Bingol, by protestować przeciwko zbyt wolnej i niewystarczającej - ich zdaniem - pomocy rządu dla ofiar trzęsienia ziemi. Domagali się namiotów, koców i podstawowych środków do przeżycia. We wczorajszym trzęsieniu zgineło ok. 150 osób.
Oburzenie Turków wzbudziła przede wszytstkim zbyt wolna - ich zdaniem - akcja w ruinach internatu na przedmieściach Bingolu. Wstrząsy, mające siłę 6,4 stopnia w skali Richtera, zaskoczyły dzieci w nocy. Kopali i kopali, w końcu dotarli do miejsca, gdzie byłem. Wiedziałem już wtedy, że mnie wyciągną. Najpierw jednak wykopali dziurę i dali mi wodę. Dopiero później mnie wydobyli - mówił jeden z wydobytych spod gruzów uczniów.
Uwięzionych pod gruzami może być jeszcze co najmniej 80 uczniów. Jak mówią ratownicy, istnieje szansa na ocalenie dzieci. Spod gruzów zawalonego budynku słychać głosy uwięzionych, wołających o pomoc i wodę.
Turcja leży w terenie aktywnym sejsmicznie. Do jednego z najsilniejszych i najtragiczniejszych w skutkach trzęsień ziemi doszło tam w sierpniu i listopadzie 1999 roku w prowincji Anatolia. Zginęło wtedy ponad 20 tys. ludzi.
Foto: Archiwum RMF
12:40