Skradzione auto się odnalazło, ale policja nie raczyła poinformować o tym jego właścicielki. BMW przez 17 dni było w rękach policji, zanim dowiedziała się o tym - i to przez przypadek - kobieta, której je skradziono. W tym czasie pechowa właścicielka zdążyła już sobie kupić nowy samochód.
Kobieta o kradzieży auta poinformowała swój rodzimy komisariat. Zgłoszenie przyjęto, odbyły się oględziny i... sprawa przycichła. Nic nie wskazywało na to, że samochód uda się odnaleźć. O odszkodowaniu też nie było mowy, bo samochód nie miał autocasco.
W tej sytuacji pani Marta postanowiła kupić nowy samochód. Byłam zmuszona do zaciągnięcia kredytu bankowego na kupno tego auta - twierdzi poszkodowana.
Po miesiącu od kradzieży pani Marta usłyszała o wypadku, w którym brało udział skradzione BMW. Poprosiła więc znajomego, by rozejrzał się po policyjnym parkingu, na który trafiają również rozbite auta, czy to przypadkiem nie jej samochód.
Okazało się, że nie. Jednak obok niego stało, niemal niedraśnięte, auto pani Marty. I stało tam już od 17 dni. Policja nie raczyła o tym poinformować właścicielki.
Funkcjonariusze ze Szczecina-Dąbia, którzy znaleźli auto, twierdzili, że to nie oni prowadzili sprawę od początku, więc nie mieli obowiązku informowania kobiety o znalezisku. Akta zaś przesłali do komisariatu prowadzącego sprawę.
Zajmie się tym odpowiednia komórka, dlaczego w dniu, w którym został odnaleziony ten samochód, nie została natychmiast wysłana informacja - zapewnił nadkomisarz Krzysztof Targoński, rzecznik komendy wojewódzkiej policji.
Właścicielka BMW na pewno złoży skargę na działanie policji do komendanta wojewódzkiego. Nie wyklucza też, że będzie domagać się odszkodowania.
FOTO: Archiwum RMF
16:05