Starosta ze Starachowic w świętkorzyskiem - do niedawna członek SLD, który od półtora miesiąca przebywa w areszcie - nadal pełni swoją funkcję. Dzisiejsze głosowanie nad wnioskiem o odwołanie... pozwoliło mu znowu zachować stanowisko.
W sumie w związku z aferą w Starachowicach aresztowano 11 osób. Staroście postawiono zarzut wyłudzenia odszkodowania za rzekomo skradziony samochód. Zatrzymany został również wiceprzewodniczący powiatu. Za kratki trafili też dwaj policjanci i domniemany szef lokalnego półświatka.
Zarzuca się im m.in. handel bronią, narkotykami i materiałami wybuchowymi, łapówkarstwo i wyłudzanie haraczy za skradzione samochody.
Starosta zachował swoje stanowisko dzięki temu, że podczas dzisiejszego głosowania siedem osób wstrzymało się od głosu. Choć było ono tajne, łatwo obliczyć, kto w jaki sposób głosował.
Radni z SLD wstrzymali się od głosu, co jednak oznacza, że tak naprawdę de facto głosowali przeciwko odwołaniu starosty. Mieli taką świadomość, bo ja o tym mówiłem - mówi Krzysztof Lipiec, radny z PiS-u.
Efekt jest taki, że starosta nadal jest starostą, tyle, że w areszcie. Przez trzy miesiące od zatrzymania pobiera połowę pensji, a według przepisów następny wniosek o jego odwołanie można złożyć dopiero za pół roku.
Czujemy się tak jakby nam ktoś napluł w twarz. Nie tylko nam radnym, ale i mieszkańcom powiatu starachowickiego. To stawia nas w bardzo niekorzystnym świetle - mówi Krzysztof Lipiec.
Jeden z radnych SLD, z którym rozmawiał reporter RMF, powiedział, że głosowanie było demokratyczne, tajne, a efekt jest, jaki jest.
Sam starosta przysłał dziś z aresztu list do przewodniczącego rady powiatu. Nie przyznaje się w nim do zarzucanych czynów i nie zamierza rezygnować z funkcji.
Foto: Urząd Miasta w Starachowicach
21:30