Slobodan Miloszević jest wierny zasadzie: konsekwencja jest podstawą działania. Wczoraj konsekwentnie podważał autorytet Międzynarodowego Trybunału w Hadze. Odrzucił oskarżenia o zbrodnie wojenne popełnione podczas wojny w Bośni w latach 1992 – 1995.
Były prezydent Jugosławii, który od czerwca przebywa w haskim areszcie, pojawił się przed sędziami trybunału po raz czwarty. Gdy odczytywano mu po serbsku akt oskarżenia, siedział obojętnie spoglądając na salę. W 38-stronicowym dokumencie prokurator trybunału po raz pierwszy stawia Miloszewiciowi zarzut ludobójstwa. "Panie Miloszević - jest pan oskarżony o zbrodnie wojenne, co podlega karze zgodnie z artykułem czwartym statutu Trybunału. Jak pan odpowie na te oskarżenia: winny czy niewinny?" – pytał Miloszevicia sędzia Richard May, który prowadził wstępną rozprawę przed ONZ-owskim trybunałem do spraw zbrodni wojennych w dawnej Jugosławii. Były dyktator uznał za "szczyt głupoty" zarzuty o kierowanie czystkami etnicznymi w wojnie bośniackiej: "Ten żałosny tekst to stek absurdów. Powinienem zostać doceniony za doprowadzenie do pokoju w Bośni, a nie za wojnę" - odpowiadał były dyktator. Sędzia May, w skupieniu, wysłuchał wypowiedzi Miloszevicia, po czym uznał, że nie przyznaje się on do winy i kazał wyłączyć mikrofon byłemu dyktatorowi. Zarzuty w sprawie Bośni to trzecie i najpoważniejsze oskarżenie przeciwko Miloszeviciowi, który będzie też sądzony w Hadze za zbrodnie w Kosowie i Chorwacji. Ten proces rozpocznie się 12 lutego przyszłego roku.
foto RMF
06:55