Krzysztof W. - konwojent, który w 2015 r. zbiegł z gotówką z banku w Swarzędzu - odmówił przed sądem składania wyjaśnień w procesie. W śledztwie mówił, że chciał się wycofać z planu, ale mu grożono. W. przygotowując się do akcji zmienił wygląd i tożsamość. Proces w tej sprawie ruszył wczoraj przed łódzkim sądem okręgowym.
W lipcu 2015 r. w Swarzędzu zatrudniony jako konwojent Krzysztof W., miał pilnować gotówki, ale z nią zbiegł. Wkrótce potem znaleziono porzucony samochód, konwojent zniknął wraz z pieniędzmi. Szukano go dłuższy czas.
Jak się potem okazało, przed całą akcją mężczyzna zatrudnił się w firmie ochroniarskiej pod inną tożsamością - w rzeczywistości był krawcem spod Łodzi.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Poznańska prokuratura, która prowadziła śledztwo, oskarżyła w sprawie sześć osób: czterem zarzuca się udział w zorganizowanej grupie przestępczej i przywłaszczenie mienia o znacznej wartości. Wśród nich są: b. policjant i pracownik firmy ochroniarskiej 45-letni Adam K., u którego miano podzielić łup, 47-letni Marek K., który miał brać udział w opracowaniu planu napadu i ubezpieczać przewożenie pieniędzy oraz 43-letni Dariusz D. i 47-letni Krzysztof W.
Dwie kolejne oskarżone osoby to: 47-letnia Agnieszka K. i 71-letni Wojciech M., którzy mieli pomagać w ukryciu zrabowanych pieniędzy i wpłacić na założone konto w jednym z banków 250 tys. zł. Pieniądze te mieli otrzymać od Adama K. Wszystkim grozi kara do 10 lat więzienia.
W czwartek Krzysztof W. podtrzymał swoją wcześniejszą decyzję o odmowie składania wyjaśnień. W związku z tym sąd odczytał jego wyjaśnienia, jakie złożył w prokuraturze.
Wynika z nich, że mężczyzna miał długi, i jak wyjaśniał "nie mógł zapewnić rodzinie odpowiednich warunków życia". Jego firma krawiecka zbankrutowała; poza tym musiał spłacać kredyt, który wziął na prośbę znajomych. Po pewnym czasie okazało się, że został przez nich oszukany i to on musi spłacać raty.
Wtedy pojawił się najpierw jego dawny znajomy Marek K., a później Adam K., którego W. wcześniej nie znał. Zapewniali, że jego problemy finansowe mogą zniknąć, jeśli przyjmie ich propozycję. Początkowo nie był poinformowany, na czym akcja ma polegać, później Adam K. miał obiecać za udział w niej 100 tys. zł.
Z odczytywanych przez sąd wyjaśnień wynika, że Adam K. miał mówić W., że za akcją stoją osoby związane z policją i służbami specjalnymi. Dlatego zastrzegł, że jeśli W. się zgodzi, to nie będzie miał już odwrotu. Zapewniał jednocześnie, że zadanie W. będzie bezpieczne.
Krzysztof W. zgodził się. Wtedy usłyszał, że ma podjąć pracę w firmie ochroniarskiej i w odpowiednim momencie odjechać z pieniędzmi. Musi też zmienić swój wygląd, dostanie "nową tożsamość". Otrzymał dokumenty na nazwisko "Mirosław Duda", zapuścił brodę, ogolił głowę na łyso. W końcu pracę podjął w oddziale firmy w Poznaniu.
Rodzinie - żonie i dzieciom - powiedział, że wyjeżdża na kursy do Niemiec. Od Adama K. usłyszał, że ma robić dokładnie, co mu będzie przekazywane. Otrzymał też telefony do kontaktowania się z nim.
W wyjaśnieniach W. przyznał, że po pewnym czasie zaczął żałować swej decyzji, nie radził sobie ze stresem i chciał się wycofać. Ale - jak twierdził - został pobity przez nieznaną mu osobę, napastnik miał też grozić jego rodzinie. W. mówił, że akcja, do której - według zapewnień Adama K. - miało dojść za kilka dni, przesuwała się w czasie. Konwojent ponownie chciał się wycofać, ale i tym razem miał zostać pobity. Dodatkowo napastnik miał mu oblać rękę wrzątkiem.
W końcu 9 lipca 2015 roku W. usłyszał, że akcja odbędzie się następnego dnia. Od Adama K. dostał proszek do zacierania śladów. 10 lipca podjechał pod bank w Swarzędzu. Kiedy został sam w furgonetce odjechał. Zatrzymał się na jednym z leśnych parkingów, gdzie przeładowano pieniądze z furgonetki do innego samochodu. Pomagał mu w tym Dariusz D. Jak twierdzi W. później został przewieziony do Łodzi i nie brał udziału w dzieleniu łupu. Zapewnia, że nie dostał żadnych pieniędzy.
Krzysztofa W. oraz Marka K. przywieziono do sądu z aresztu, gdzie będą, co najmniej do 30 kwietnia. Pozostali oskarżeni odpowiadają z wolnej stopy. W czwartek, podobnie jak w środę w sądzie nie było Agnieszki K. ani Wojciecha M.
Cały czas poszukiwany listem gończym jest Grzegorz Łuczak, wiceprezes firmy ochroniarskiej, w której został zatrudniony Krzysztof W. Prokuratura zdecydowała o podaniu do publicznej wiadomości jego danych.
W związku z główną sprawą, w Sądzie Rejonowym dla Łodzi-Śródmieścia dobiega końca proces przeciwko Andrzejowi W., któremu poznańska prokuratura postawiła zarzut przekroczenia uprawnień. Jako funkcjonariusz policji miał on nie dopełnić swoich obowiązków służbowych. Będąc policjantem, zataił wiedzę o przestępstwie, utrudniał śledztwo.
(MKam)