Po wakacyjnej przerwie pracę rozpoczyna dziś ponownie sejmowa komisja śledcza, badająca tzw. aferę Rywina. Posłowie przesłuchują dyrektor departamentu prawnego w Ministerstwie Kultury Ewę Ziemiszewską.
Jej wezwanie ma związek ze zniknięciem z projektu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji słów "lub czasopisma". Ich brak oznaczał, że zakaz posiadania ogólnopolskiej telewizji nie dotyczył właścicieli czasopism, został ograniczony tylko do właścicieli dzienników.
Na dwóch najbliższych przesłuchaniach komisja będzie w dalszym ciągu zajmować się tą sprawą. Spotkania z dwoma rządowymi urzędniczkami mają dać odpowiedź na pytania, czy „chochliki, które ten zapis wymazały były przez kogoś inspirowane.
Szef komisji uważa, że potem trzeba zakończyć przesłuchania i zająć się pisaniem sprawozdania. Konstruowanie kolejnej listy kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu kolejnych świadków – moim zdaniem – oddala nas od tego, co jest najistotniejsze i przypomina ciągle kopanie rudy, a nie wytapianie z tej rudy surowca w postaci sprawozdania - twierdzi Tomasz Nałęcz.
Zgadza się z tym także opozycja: Powinny paść odpowiedzi, a nie pytania. Nastał czas odpowiedzi, nie pytań - mówi Jan Rokita, dodając jednak, że jeszcze kilka pytań trzeba by zadać: Finałem działalności komisji, w sposób oczywisty i zgodnie z uchwałą Sejmu, powinno być przesłuchanie prokuratorów, w pierwszej kolejności pana prokuratora Kapusty, gospodarza tego śledztwa - uważa poseł PO.
W tym miejscu zapewne dojdzie do sporu opozycji z frakcją prorządową komisji. Tej ostatniej nie pod drodze jest wzywanie prokuratorów prowadzących sprawę Rywina. Zdaniem Nałęcza nie powinno się wzywać wszystkich, a do owych przesłuchań powinno dojść ewentualnie za kilka tygodni. Wtedy komisja będzie omawiać tę część sprawozdania, która dotyczyć ma prokuratury. Jeszcze twardsze „nie” lewica mówi pomysłowi przesłuchania związanego z nią prezesa Banku Millenium Bogusława Kota, który pojawia się w wykazach rozmów Lwa Rywina.
13:00