Felix Baumgartner pobił trzy rekordy za jednym razem! Austriak - podczas skoku z wysokości powyżej 39 kilometrów - przekroczył barierę dźwięku, osiągając szybkość 1.342 km/godz. Ustanowił też rekord najwyższego załogowego lotu balonem i skoku ze spadochronem z największej wysokości.
Austriacki śmiałek wystartował w niedzielę o 17:30 polskiego czasu z Roswell w amerykańskim stanie Nowy Meksyk. W powietrze wzbił się w specjalnej kapsule wyniesionej przez balon napełniony helem. Wznoszenie trwało ponad 2,5 godziny. Przebiegało bez większych zakłóceń do czasu, kiedy Austriak poinformował, że ma kłopoty z częścią hełmu odpowiedzialną za ogrzewanie twarzy. Centrum dowodzenia misją bagatelizowało tę awarię, ale do ostatniej chwili próbowano ją naprawić. Nie udało się jednak tego dokonać.
Około godz. 19:45 śmiałek znalazł się na wysokości ponad 39 kilometrów nad Ziemią, czyli o kilka kilometrów wyżej niż pierwotnie planowano. Na tym poziomie, łącząc się z poprzednim rekordzistą Josephem Kittingerem, sprawdził listę kontrolną zawierająca około 40 punktów. Kilkanaście minut po rozpoczęciu tej procedury rozpoczął rozhermetyzowywanie kabiny, a później otwieranie jej drzwi. Po krótkim przygotowaniu na progu kapsuły wyskoczył. Była 20:06 polskiego czasu.
Po 4 minutach i 19 sekundach spadku swobodnego Baumgartner otworzył spadochron. Wylądował szczęśliwie już 5 minut później. O własnych siłach podniósł się, widać było, że nic mu się nie stało.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
43-letni śmiałek podzielił się z dziennikarzami swoimi odczuciami z kluczowych momentów misji. Jedyna rzecz o jakiej myślisz stojąc tam wysoko to pragnienie, żeby przeżyć - stwierdził. Czasem musisz wznieść się wysoko, by zobaczyć, jaki jesteś mały - dodał sentencjonalnie. Zapytany o to, co myślał stojąc na stopniach kapsuły odpowiedział: Mówiłem sobie: Boże, nie zawiedź mnie. Podczas skoku nie czułem się źle, nie czułem, że odchodzę. Czułem, że mogę to zrobić i tak się stało - podsumował.
Zapytany o najbliższe wyzwania, jakie podejmie, Baumgartner nie postawił przed sobą jakiegoś konkretnego zadania. Chcę inspirować przyszłe pokolenia - zadeklarował. Chciałbym kiedyś siedzieć na miejscu Kittingera i udzielać rad młodemu człowiekowi, który postanowił pobić mój rekord - podkreślił.
To nie tylko o rekordy chodzi - mówił o wyczynie Baumgartnera astronom Jerzy Rafalski z planetarium w Toruniu. Chodzi także o to, żeby pokazać, że człowiek może wznosić się coraz wyżej, może bezpiecznie lądować i - co najważniejsze - przekraczać następne granice. Zbliżamy się do Kosmosu. Jeszcze do niedawna kosmonautami byli tylko ci wybrańcy, którzy przekroczyli 100 km ponad powierzchnią Ziemi. Teraz wszyscy patrzymy w Kosmos pod kątem takim, jak go eksplorować. Nawet takie skoki spadochronowe - co prawda nie z granicy Kosmosu, bo on zaczyna się od 100 km wzwyż - zbliżają nas do tych wielkich wysokości. Nasze myśli biegną do tego, jak eksplorować tę przestrzeń powyżej lotów cywilnych, samolotów, którymi na co dzień latamy - podkreślił w rozmowie z dziennikarką RMF FM Edytą Bieńczak. Chcemy latać coraz dalej, Na Księżyc, na Marsa - dodał.Rafalski przyznał, że skok Austriaka może pomóc w rozwoju technologii związanych z lotami w Kosmos. Pół wieku temu Kittinger skakał jako pierwszy z tych dużych wysokości i jego próby bardzo pomogły stworzyć obecne skafandry kosmiczne. Jeżeli w przyszłości mamy lecieć na Marsa, to one muszą być jeszcze bardziej wygodne, przyjazne człowiekowi. Tego typu skoki pomagają w ich tworzeniu - zaznaczył. Pytany o najbardziej wymierne efekty skoku Bamgartnera stwierdził, że jednym z nich może być rozwój turystyki kosmicznej. Ona rozwinie się tak, jak lotnictwo. Jeszcze do niedawna loty były tylko zarezerwowane dla najważniejszych ludzi, a dzisiaj latamy wszyscy. Na pewno jeszcze za naszego życia polecimy sobie w Kosmos powyżej tych 100 kilometrów. Będziemy wykorzystywać turystykę kosmiczną - podsumował.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video