W jednym z rosyjskich obwodów milicjanci karzą mandatami osoby używające nieparlamentarnych słów. Za przeklinanie trzeba zapłacić i to słono.
Zakaz używania mocnych wyrazów istnieje od dawna, został nawet zapisany w kodeksie wykroczeń, ale dotąd nikt się nim specjalnie nie przejmował. Władze Bielgorodu w połowie lipca postanowiły wypowiedzieć wojnę przekleństwom.
Milicjanci otrzymali instrukcje, jak wysokie powinni wypisywać. Za „rzucanie mięsem”, czyli po rosyjsku mat, można zapłacić równowartość od 70 do 160 złotych. Ponieważ jedna trzecia mandatu idzie do kieszeni milicjanta, więc ci ochoczo karzą każdego, komu wymknie się przekleństwo.
W ten sposób do budżetu regionu już wpłynęło ponad 500 tys. rubli, czyli ponad 15 tys. euro.