Zakończyło się wydobywanie ciał ofiar sobotniego pożaru kolejki górskiej w Austrii. Większość zwłok przetransportowano już do Salzburga, gdzie zostaną poddane badaniom DNA, które pozwolą ustalić tożsamość ofiar.
Prowadzący akcję jeszcze we wtorek nie wykluczali, że może ona potrwać nawet do przyszłego tygodnia. Ten nagły postęp to przede wszystkim zasługa śmigłowca transportujacego ciała do Salzburga – pilot zdecydował się na pracę przy bardzo niesprzyjającej pogodzie uznając, że pomimo silnego wiatru na Kitzsteinhorn, da sobie radę z lądowaniem. Dlatego akcji nie trzeba było przeciągać. Ostatnie wydobyte ciało nie oznacza jednak końca wszystkich działań związanych z katastrofą. Jeszcze przez kilka tygodni lekarze będą pomagać rodzinom ofiar w odzyskaniu psychicznej równowagi. Nie wiadomo jak długo potrwa śledztwo, które ma wyjaśnić przyczyny katastrofy. Trudne zadanie stoi także przed austriackim rządem: jak przekonać turystów do przyjazdu w Alpy, skoro teraz gór boją się nawet miejscowi? Kilkunastoletnia dziewczyna, która straciła w katastrofie sześcioro przyjaciół stwierdziła: "Do takiej podziemnej kolejki nie wsiądę już nigdy w życiu".
Z Kaprun relacjonuje specjalny wysłannik radia RMF, Marek Jankowski - posłuchaj:
W pozarze kolejki zginęło 155 osób. Wcześniej lokalne władze informowały o większej liczbie zabitych, ale dziś ustalono ostateczny bilans. Mimo intensywnych badań, nadal nie wiadomo co spowodowało pożar. Świadkowie twierdzą, że kolejka zapaliła się już przed wjazdem do tunelu. Specjaliści znaleźli na torach ślady smaru lub podobnej substancji, która mogła doprowadzić do zaprószenia ognia. Ale ostateczne ustalenia będą znane za kilka dni lub tygodni.
00:25