Prawo i Sprawiedliwość wycofało z Sejmu budzący gorące dyskusje projekt ustawy ws. zniesienia limitu 30-krotności składek na ZUS. Propozycja partii Jarosława Kaczyńskiego - która miała przynieść budżetowi dodatkowo ponad 7 mld złotych - krytykowana była nie tylko przez m.in. Koalicję Obywatelską i Konfederację: przeciwny jej był także koalicjant PiS - Porozumienie Jarosława Gowina, a o swoim "sceptycznym" spojrzeniu na sprawę mówił również prezydent Andrzej Duda. Przeciwko projektowi zgodnie opowiedzieli się również przedstawiciele pracodawców i pracowników.
PiS-owski projekt ustawy zakładał zniesienie od 2020 roku górnego limitu przychodu, po przekroczeniu którego nie płaci się składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe: równy jest on właśnie 30-krotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce.
Według autorów projektu, likwidacja 30-krotności ZUS miałaby przynieść budżetowi państwa dodatkowe 7,1 mld złotych.
O wycofaniu szeroko dyskutowanego w ostatnim czasie projektu poseł PiS Marcin Horała poinformował w skierowanym do marszałek Sejmu Elżbiety Witek oświadczeniu, opublikowanym we wtorek po południu na stronie internetowej Sejmu w wykazie prac legislacyjnych:
Uprzejmie informuję panią marszałek, iż występując jako reprezentant wnioskodawców w pracach nad poselskim projektem ustawy o zmianie ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych oraz niektórych innych ustaw wycofuję przedmiotowy projekt ustawy.Oświadczenie Marcina Horały, datowane na wtorek 19 listopada
W rozmowie z dziennikarzami w Sejmie Horała poinformował natomiast, że na decyzję klubu PiS nie miało wpływu zgłoszenie przez Lewicę własnego projektu dot. likwidacji 30-krotności ZUS.
Raczej chodziło o to, że nie ma zgody (w ramach Zjednoczonej Prawicy) na ten projekt i nic nie wskazuje na to, żeby taka większość się pojawiła. Nie udało się wszystkich do tego rozwiązania przekonać. Skoro się nie udało - to tego rozwiązania nie ma - przyznał poseł.
Nie odpowiedział natomiast na pytanie, czy - w związku z wycofaniem projektu, któremu sprzeciwiało się m.in. Porozumienie Jarosława Gowina - podpisana zostanie jeszcze tego samego dnia umowa koalicyjna z Porozumieniem i z drugim koalicjantem PiS-u: Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry.
To jest pytanie do władz partii - uciął.
Zapytany, czy po wycofaniu własnego projektu PiS poprze projekt Lewicy - co zapewniłoby budżetowi dodatkowe wpływy w wysokości 5 mld złotych rocznie - Horała odparł: To już jest pytanie do władz klubu, a ja jestem tylko szeregowym posłem.
Zapewnił natomiast, że mimo rezygnacji z likwidacji 30-krotności ZUS w kasie państwa nie zabraknie pieniędzy na realizację zadań budżetowych.
Zagrożenia dla jakichkolwiek wydatków budżetowych na pewno nie ma - stwierdził.
Rośnie natomiast ryzyko, że nie uda się osiągnąć budżetu zupełnie bez deficytu. Jakiś bardzo niewielki, ale deficyt będzie, bo te wpływy (ze zniesienia limitu 30-krotności - przyp. RMF) były w budżecie przewidziane - przyznał.
Horała stwierdził również, że "przyszłość pokaże", czy w miejsce wycofanego projektu PiS zaproponuje inne rozwiązanie. To otwarte pytanie - podsumował.
Komentując decyzję Prawa i Sprawiedliwości, poseł Platformy Obywatelskiej Marcin Kierwiński ocenił, że - w obliczu sprzeciwu ludzi Jarosława Gowina - partia Jarosława Kaczyńskiego obawiała się kompromitacji w jednym z pierwszych głosowań w nowej kadencji Sejmu.
Widać pełen bałagan ze strony PiS, widać, że nie dogadali się z Gowinem - stwierdził.
Widać, że boją się kompromitacji w jednym z pierwszych głosowań, ale warto by było w tak zasadniczej sprawie usłyszeć, co właściwie się dzieje, jaki jest stan finansów publicznych - bo może jest tak, że na obietnice, które zostały złożone (w kampanii przed wyborami parlamentarnymi z 13 października - przyp. RMF), po prostu nie ma pieniędzy - zauważył.
Dziś potrzebna jest pełna informacja na temat finansów publicznych: nie kłamstwa wyborcze, tylko pełna, całościowa informacja - podkreślił Kierwiński.
Zaproponowane przez Prawo i Sprawiedliwość zmiany dotknęłyby około 370 tysięcy ludzi - tylu bowiem, jak oszacowano w uzasadnieniu projektu, osiąga zarobki wyższe niż 30-krotność przeciętnego wynagrodzenia. Oni - w krótszej perspektywie - straciliby na zniesieniu limitu 30-krotności: dostawaliby bowiem niższe wynagrodzenia. Równocześnie jednak zgromadziliby większe środki na przyszłą emeryturę.
Właśnie ten aspekt - zagrożenie dla przyszłego systemu emerytalnego - podkreślało wielu przeciwników proponowanych przepisów: w tym związkowcy i pracodawcy zasiadający w Radzie Dialogu Społecznego, którzy w poniedziałek wystosowali do posłów apel o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu.
W piśmie - pod którym podpisali się: Konfederacja Lewiatan, Business Centre Club, ZPP, Forum Związków Zawodowych, OPZZ, Pracodawcy RP, NSZZ "Solidarność" i Związek Rzemiosła Polskiego - czytamy m.in.: Na niespełna 50 dni przed końcem roku ponownie zapowiada się wprowadzenie reformy, która oznacza zmniejszenie dochodu netto znacznej części pracowników oraz wiąże się z gigantycznymi problemami finansowymi i organizacyjnymi po stronie pracodawców (konieczność korekt budżetów na 2020 rok).
Autorzy apelu wskazali również m.in. na skutki, jakie nowe przepisy oznaczałyby dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w perspektywie 30-40 lat: a chodzi o konieczność wypłacania świadczeń emerytalnych sięgających kilkunastu i kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Projektowana zmiana może zmniejszyć deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w najbliższych latach, jednak w przyszłości doprowadzi do znacznego jego zwiększenia, pogłębiając nierównowagę dochodów i wydatków FUS - zaznaczyli autorzy apelu.
Na scenie politycznej propozycji PiS sprzeciwiały się nie tylko opozycyjne Koalicja Obywatelska i Konfederacja, ale także koalicyjne Porozumienie.
Jeżeli chodzi o Porozumienie, sprawa jest przesądzona. Jest formalna uchwała zarządu partii zakazująca posłom głosowania za likwidacją 30-krotności ZUS. W tej sprawie nie może być żadnej wątpliwości, jak zagłosujemy - ogłosił stanowczo w ubiegłym tygodniu wicepremier Jarosław Gowin.
Propozycja PiS budziła również wątpliwości prezydenta Andrzeja Dudy.
Kilka godzin przed wycofaniem projektu prezydent został zapytany o jego ocenę na konferencji prasowej po expose Mateusza Morawieckiego.
Sceptycznie patrzę na tę sprawę - odparł wówczas.