Milion dolarów dołożą polscy podatnicy do kredytu na usuwanie skutków powodzi z 1997 roku - wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli. Dodatkowe koszty to skutki opóźnienia terminu spłaty kredytu.
Główną przyczyną opóźnień - twierdzi NIK - było nieprzygotowanie do nowych zadań Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej oraz regionalnych zarządów Gospodarki Wodnej we Wrocławiu, Poznaniu i Krakowie.
Jednostki te miały też problemy ze współpracą z Bankiem Światowym. Z 200 mln dolarów pożyczonych Polsce przez BŚ, około 80 mln miało być przeznaczone na zbudowanie systemu zabezpieczeń przeciwpowodziowych. W ocenie NIK, system powstaje jednak zbyt wolno, a pieniądze nie zawsze wydawane są racjonalnie.
Miał być zbudowany system, w którym miało działać 8 radarów. Na dzień dzisiejszy działają 3, więc nie można mówić, że mamy system wczesnego ostrzegania. Realizacja wykorzystania tych prawie 80 mln dol. idzie bardzo opieszale i idzie nie w tym kierunku, w którym powinna iść - uważa wiceprezes NIK-u.
Zbigniew Wesołowski dodaje, że Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej rozpoczął budowanie systemu od zakupu... 60 nowych samochodów. 30 z nich jeździ po Warszawie.
Powódź trwała od początku lipca do połowy sierpnia 1997 r. w dorzeczu Odry i górnej Wisły. Ewakuowano ok. 200 tys. osób, skutkami kataklizmu zostało dotkniętych ponad 2,5 tys. miejscowości, a ok. 1,5 tys. zostało zalanych.
Według GUS, bilans strat zamknął się kwotą ok. 12,2 mld zł. Najwięcej strat powódź wyrządziła w infrastrukturze - ok. 5 mld zł. Mieszkania i domy straciło ok. 7,2 tys. rodzin. Prawie 48 tys. mieszkań zostało zalanych. Część swojego dorobku straciło 246,2 tys. rodzin.
foto Archiwum RMF
20:50