Pięćdziesiąt pięć osób zginęło, dziewięć zdołało się uratować - to bilans największej w historii polskiej floty katastrofy morskiej. Dziś mija 12 lat od zatonięcia na Bałtyku promu "Jan Heweliusz".
W ostatni rejs „Heweliusz” wypłynął ze Świnoujścia z uszkodzoną furtą rufową. Na Bałtyku szalał sztorm. Między 4 a 5 rano 14 stycznia stacje brzegowe i statki zarejestrowały dramatyczny komunikat kapitana statku wołającego o pomoc.
Przebieg i przyczyny katastrofy badane były przez Izby Morskie w Gdyni i Szczecinie oraz Odwoławczą Izbę Morską. Orzeczenia różniły się między sobą. Ostatecznie odpowiedzialnością obarczono częściowo armatora, Polski Rejestr Statków, administrację morską, a także kapitana promu.
Do dnia dzisiejszego katastrofa „Heweliusza” jest przedmiotem postępowań sądowych. Wdowy po marynarzach poległych na promie złożyły skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka na działalność naszych izb morskich.
Wciąż nie zakończone są wszystkie postępowania odszkodowawcze. Podnoszone są zarzuty o nieuwzględnieniu wszystkich dostępnych dowodów.
W rocznicę tragedii na gdyńskim cmentarzu pod pomnikiem ofiar „Heweliusza” spotykają się kobiety, dla których tamta noc wciąż trwa i wciąż żywe są bolesne wspomnienia sprzed 12 lat.