Tragiczny wypadek w Komorowie na Mazowszu. Dwuletnia dziewczynka z ciężkimi poparzeniami ciała została przewieziona do szpitala w Warszawie po tym, jak zapalił się samochód, w którym siedział maluch. W akcji ratunkowej uczestniczył śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Ojciec wrócił samochodem do domu i na posesji zostawił otwarte auto. Za kierownicę weszła jego 2-letnia córka. Wtedy wybuchł pożar.
Najprawdopodobniej zapaliła się instalacja przy układzie kierowniczym. Dziecko z samochodu wyciągnął ojciec - mówił Robert Szumiata.
Matka zawiadomiła policję. Funkcjonariusze wezwali śmigłowiec pogotowia ratunkowego. Dziecko doznało poparzeń dłoni i twarzy. To są poparzenia trzeciego stopnia. Sytuacja jest bardzo poważna. Boimy się, żeby temu poparzeniu twarzy nie towarzyszyło również poparzenie górnych dróg oddechowych, bo to zwiększa ryzyko - przyznał w rozmowie w RMF FM Robert Gałązkowski z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Policjanci ustalili, że rodzice dziewczynki byli trzeźwi, a przyczyny pojawienia się ognia bada straż pożarna.