Politycznych burz w tym roku w Polsce nie brakowało. Jedną z nich wywołała tak zwana lista Wildsteina, która na początku roku, niczym widmo, zaczęła krążyć po Internecie. Co mówił o niej wtedy jej autor?

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Według publicysty, ujawnieniem listy byli oburzeni przede wszystkim ci, którzy od lat sprzeciwiają się lustracji. Wśród tysięcy nazwisk znalazła się między innymi znana socjolog Jadwiga Staniszkis, która wkrótce potem wystąpiła do IPN-u o przyznanie jej statusu pokrzywdzonego.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Profesor Staniszkis nie miała pretensji do Bronisława Wildsteina o upublicznienie listy. W przeciwieństwie do Daniela Olbrychskiego, którego nazwisko również na liście figurowało. Aktor zarzucił publicyście, że w latach 80. donosił na Polaków francuskim władzom. Publicysta nazwał aktora osłem.

Spore zamieszanie wywołała także informacja, że na liście Wildsteina znalazły się nazwiska czynnych oficerów WSI. Sprawą zajmowało się nawet Kolegium do spraw Służb Specjalnych. Po ujawnieniu listy Wildstein stracił pracę w dzienniku "Rzeczpospolita", a zainteresowanie archiwami IPN-u gwałtownie wzrosło. Ludzie masowo składali wnioski o dostęp do akt Instytutu.

Wyciekiem danych z Instytutu Pamięci Narodowej zajęła się w końcu prokuratura, ale do tej pory śledztwa nie zakończono. Wciąż nie wiadomo, czy wyciek był przestępstwem i kto skopiował dane z IPN-owskiego komputera.