Dyrektor łódzkiego szpitala Kopernika twierdzi, że dializy wykonywane w szpitalu nie groziły zdrowiu pacjentów. Śledztwo w sprawie afery dializowej prowadzą policja i prokuratura. Lekarzowi i jego przyjaciółce zostały postawione zarzuty, ordynator został zawieszony. Urząd Marszałkowski, któremu podlega szpital przeprowadził kontrolę.

REKLAMA

Skandal w placówce wybuchł w zeszłym tygodniu. Okazało się, do oczyszczania krwi chorych mogły być używane brudne preparaty. Mieli się do tego przyczynić ordynator oddziału dializ w Koperniku i jego bliska znajoma. Firma kobiety wygrywała przetargi na dostarczanie chemikaliów do produkcji płynu do dializ.

Dyrektor zlecił kontrolę kilkudziesięciu tysięcy dializ. Prześledzono dokumentację lekarską przed i po zabiegach. Każdorazowo płyny, które były dopuszczane do dializ, były sprawdzane, czy mogły być do tej dializy użyte - zapewnia Józef Tazbir. Dodaje, że nie dopatrzono się, by po dializach stan któregokolwiek z pacjentów pogorszył się.

Dyrektor szpitala Kopernika powołał też specjalną komisję lekarską, która – na życzenie dializowanych pacjentów – dokładnie ich przebada.

Z kolei kontrolerzy marszałka Mieczysława Teodorczyka nie znaleźli błędów w procedurze przetargowej: Wszystkie firmy miały stosowne uprawnienia, oferty były ważne i wybierano oferty najkorzystniejsze.

W tym przypadku - najtańszą. To zdanie szpitala. Zdaniem policji znajoma ordynatora kupowała tanie środki chemiczne o niskiej klasie czystości, a sprzedawała je dziesięć razy drożej jako środki medyczne, choć i tak po konkurencyjnej dla szpitala cenie. Przetargi ułatwiał jej wygrywać znajomy ordynator.

23:45