W prawdziwą twierdzę zmieniła się szkoła podstawowa w malutkiej Gąsawie w kujawsko-pomorskiem. Prawie dwa tygodnie temu 30-cioro dzieci zatruło się w niej oparami ropopochodnej substancji, które wydzielały się z kanalizacji. Trzy dni później znowu ewakuowano szkołę. Teraz władze gminy postanowiły jednak zadbać o bezpieczeństwo uczniów.
O ile wiadomo z całą pewnością, co było powodem pierwszego zatrucia, o tyle przyczyna drugiego nie jest do końca jasna. Bardzo prawdopodobne, że 60 uczniów trafiło do szpitala z powodu głupiego żartu jednego z ich kolegów, który rozpylił w szkole niebezpieczną substancję.
Władze gminy postanowiły jednak zadbać o bezpieczeństwo uczniów. Dziećmi opiekuje się psycholog. W szkole zamontowano system kamer, które śledzą wszystko, co dzieje się na korytarzach i na boisku. Porządku pilnuje 7 ochroniarzy i dzięki temu nikt niepowołany nie ma prawa znaleźć się w budynku.
W ochronę szkoły zaangażowano więc potężne środki, zupełnie, jakby mała gąsawska szkółka znajdowała się w samym środku niebezpiecznej dzielnicy wielkiego miasta. Wszyscy docenialiśmy to, że musimy stworzyć bezpieczną szkołę, musimy zrobić wszystko, żeby dzieci ponownie zaufały i chętnie przychodziły do tej szkoły - wyjaśnia szef gminnej oświaty Henryk Cisielski.
Wydano kilkadziesiąt tysięcy złotych. Szkoła nie będzie mogła sobie pozwolić w tym roku na nowe pomoce dydaktyczne. W wydatkach na funkcjonowanie też trzeba będzie zrobić cięcia. Niektórzy zastanawiają się, czy nie wystarczyłoby - tak jak dzisiaj rano – przejrzeć dzieciakom kieszenie, tornistry i sprawdzić, czy nie mają przy sobie np. buteleczki z gazem łzawiącym.
FOTO: Marcin Friedrich, RMF Bydgoszcz
14:20