Cypryjskie negocjacje zakończyły się porozumieniem. Wyspa otrzyma 10 miliardów euro pomocy, ale musi zlikwidować drugi największy bank w kraju i zrestrukturyzować bank centralny. Komu opłaca się takie rozwiązanie?
Cypr zyskał na takich warunkach porozumienia, bo nie zbankrutował. Władze wyspy musiały jednak przystać na żądania eurostrefy. Poświęciły swój drugi co do wielkości bank i zgodziły się na drastyczne zaciskanie pasa. Największym zwycięzcą w tej sytuacji jest właśnie eurostrefa, a konkretnie Niemcy, bo to one definiowały warunki porozumienia.
Berlin od początku chciał, by koszty ratowania cypryjskiego gospodarki ponieśli ci, którzy tak jak rosyjscy oligarchowie wybierali wysokooprocentowane konta w tamtejszych bankach. Oni doskonale wiedzieli, z jakim ryzykiem się to wiąże. Mieli świadomość, że Cypr od lat był rajem podatkowym i pralnią brudnych pieniędzy.
Największymi przegranymi po negocjacjach w sprawie Cypru są Rosjanie. Przyjęte rozwiązania uderzają w tamtejszą mafię, ale sprawiają też, że politycznie traci Kreml. Rosyjskie władze chciały, by eurostrefa konsultowała z nim warunki pomocy dla Cypru. Berlin na to nie przystał. Dzięki temu Cypr nie uzależnił się całkowicie od Moskwy.
Dla europejskich właścicieli kont na Cyprze przyjęte dziś porozumienie to jedna wielka niewidoma. Po raz pierwszy ci, którzy zdeponowali pieniądze, płacą za nieudolność banków. W przypadki Grecji straty ponosili wierzyciele - inne banki czy fundusze emerytalne. Teraz są nim konkretne, prywatne osoby. Oznacza to, że pewne tabu o nienaruszalności prywatnych depozytów zostało naruszone.
Kolejny niebezpieczny precedens miał miejsce ws. banku Laiki. Ustalono, że koszty związane z jego likwidacją poniosą ci, którzy lokowali w nim swoje pieniądze. Staje się jasne, że banki w Unii mogą upadać, a tracić na tym będą konkretne osoby.