Do tej pory wszyscy zgodnie na to pytanie odpowiadali – on sam. Jednak to co wydawało się takie oczywiste, oczywistym wcale nie jest. Wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu Vincent van Gogh wcale nie obciął sobie ucha brzytwą, w porywie szału. Znanego artystę okaleczył kolega również znany malarz, Paul Gauguin - napisał w niedzielę "Sunday Times".
Pierwsza podejrzeń nabrała niemiecka historyk sztuki Rita Wildegans i w przygotowywanej do druku książce dokładnie opisała swoją teorię. Jej wersja wydarzeń przedstawia się w skrócie tak: Gauguin po pijanemu wszczął awanturę, która przerodziła się w rękoczyny, a następnie okłamał policję. Wdarzenie miało miejsce w nocy z 23 na 24 grudnia 1888 roku w Arles na południu Francji. Gauguin był znany ze swej porywczości i stylizował się na Jeana Valjeana - bohatera powieści Wiktora Huga "Nędznicy". Był też zapalonym szermierzem.
Van Gogh przeniósł się do Arles wiosną 1888 r. zwabiony tamtejszym klimatem i paletą kolorów. Jego ambicją było stworzenie tam kolonii artystów. Z wyjątkiem Gauguina namówionego przez brata van Gogha - Theo - żaden nie był jednak zainteresowany tym pomysłem. Gauguin, któremu Theo, z zawodu handlarz sztuką, pokrył koszta podróży i pobytu, zjawił się w Arles pod koniec października 1888 r. z zamiarem zatrzymania się na co najmniej 6 tygodni. Zabrał ze sobą sprzęt do szermierki. Stosunki między obu artystami nie były zbyt dobre. Gdy Gauguin oznajmił, że zamierza wyjechać, wybuchła burzliwa kłótnia. Wezwana policja znalazła artystę w łóżku z głową zawiązaną zakrwawionym prześcieradłem, sprawiającego wrażenie, jakby był po ataku jakiejś choroby. Ponieważ van Gogh niczego nie pamiętał, jedyna wersja wydarzeń pochodzi od Gauguina. Wildegans, która badała miejscowe dokumenty odnoszące się do tego incydentu, wykryła, że Gauguin zmieniał wersje wydarzeń. W początkowej relacji nie było mowy o tym, że widział van Gogha wędrującego przez Arles z brzytwą, którą miał się sam okaleczyć. Podejrzenia według pani historyk budzi także pośpiech, z jakim Gauguin opuścił Arles. Na resztę nocy przeniósł się do hotelu i jeszcze w Wigilię Bożego Narodzenia odjechał do Paryża. Nie zaczekał nawet na Theo van Gogha, mimo iż ten przysłał telegram, że jest w drodze. Z Paryża Gauguin napisał o przysłanie mu rzeczy oraz maski szermierczej i rękawic. W liście nie wspomniał jednak słowem o florecie, co według autorki może sugerować, że było to narzędzie, którym obciął van Goghowi ucho. Zacierając ślady, mógł je następnie zabrał ze sobą lub ukryć.
07:30