Nie przyznaję się do winy - mówił przed sądem krakowski biznesmen, oskarżony o płatną protekcję. Argumenty prokuratury to stek bzdur i oszczerstw – dodaje Zbigniew Baran. Aferę korupcyjną w krakowskim magistracie rok temu ujawniło RMF.
Prokuratura twierdzi, że Zbigniew Baran, powołując się na znajomość z prezydentem Krakowa – prof. Jackiem Majchrowskim, obiecywał wysokie stanowisko w samorządzie Zbigniewowi Fijakowi - szefowi sztabu wyborczego Jana Rokity. W zamian Baran miał oczekiwać korzystnych dla siebie rozstrzygnięć w przetargach.
Oskarżony uważa jednak, że argumenty prokuratury to stek bzdur i oszczerstw. Mam nadzieję, że zostanie to wyjaśnione, że nie jest to próba korupcji z mojej strony, tylko próba politycznego zohydzenia prezydenta Majchrowskiego - powiedział Baran. Dodał również, że Zbigniew Fijak oczernia go, ponieważ prezydent, mimo nacisków politycznych, nie obsadził go w zarządzie Cmentarzy Komunalnych.
Jednak przeciwko Baranowi przemawiają zeznania świadków; pół roku temu przesłuchano kilkanaście osób z politycznej elity Krakowa. Ich zeznania potwierdzają zarzuty o płatną protekcję.
Jądro tej propozycji - mówi RMF Zbigniew Fijak - (...) to to, że sprywatyzuję pochówki, on ma wygrać ten przetarg i z tego przetargu milion będzie dla mnie, a milion na lewo na reelekcję prezydenta Majchrowskiego.
Słowa Fijaka Baran próbuje jednak podważyć. Przed sądem przekonywał, że Fijakowi wierzyć nie można. Wg niego jest chory i ma problemy z alkoholem. Co więcej, Baran zażądał, aby kolejne przesłuchania obywały się w obecności psychologa.