"Treningi w Tatrach, którymi zawsze jestem zauroczona, były ciężkie, ale niezwykle udane" - tak Justyna Kowalczyk podsumowała zakończony obóz w Zakopanem. Najlepsza polska biegaczka ubolewała jednak nad brakiem trasy nartorolkowej. "To jest naprawdę sprawa, o którą warto powalczyć. Może moje wypowiedzi w tej kwestii są dla wielu osób kontrowersyjne, ale mam nadzieję, że wreszcie ktoś usłyszy i będę tu mogła potrenować nie tylko dwa tygodnie, lecz nawet kilka miesięcy" - wyznała.

REKLAMA

Może te nasze tatrzańskie wycieczki były mało zróżnicowane, ale to ze względu na śnieg i zalodzenia w wyższych partiach gór. Wybieraliśmy takie szlaki, które były wymagające, ale bezpieczne. Pogoda była bardzo dobra - niezbyt wysoka temperatura, a przelotny deszcz zdarzał się zwykle dopiero, gdy kończyliśmy nasze zajęcia - powiedziała mistrzyni olimpijska.

Kowalczyk żałowała jednak, że nie do końca mogła poddać się urokowi Tatr. Na zachwyty niestety nie ma czasu, ponieważ naprawdę ciężko jest się rozglądać podczas biegu. Gdy jeszcze te cztery, pięć lat temu chodziłam po górach, to moja miłość do Tatr odzywała się zwłaszcza w rejonie Zawratu i Pięciu Stawów Polskich. To bajkowe zakątki, do których nadal bardzo mnie ciągnie - dodała.

Z treningów w Zakopanem zadowolony był także trener Aleksander Wierietielny. Te około pięciogodzinne marszobiegi bardzo nam tu odpowiadały. Wychodziliśmy np. z Doliny Chochołowskiej przez Czerwone Wierchy na Kasprowy Wierch i wracaliśmy do Zakopanego - skomentował.

Po operacji nie ma śladu

Po zabiegu artroskopii prawego kolana, który Kowalczyk przeszła w marcu, już właściwie nie ma śladu.Po artroskopii na kolanie Justyny pozostały tylko dwa krzyżyki, jednak według specjalistów trzeba jeszcze z pełnym wysiłkiem troszkę poczekać, biegam więc z opaską, ale czuję się świetnie. Badania wykazały, że wszystko się goi znacznie szybciej niż zakładano - skomentowała zadowolona biegaczka.

Około sześć tygodni pooperacyjnego bezruchu to było dużo - najwięcej w moich ostatnich piętnastu latach, a może i całym życiu. Przyznam się jednak, że były momenty gdy to niezamierzone lenistwo troszkę mi się podobało - dodała ze śmiechem Kowalczyk.

Nie kryła jednak radości z powrotu do treningów. I to już teraz z pełnym obciążeniem! Oczywiście dbamy bardzo o to, aby po intensywnym ruchu był wypoczynek, chłodzenie i ćwiczenia rozluźniające - skomentowała.

Treningi Justyny Kowalczyk podzielone były równomiernie na górskie wycieczki i sławne biegi z oponą. Oprócz pracy w terenie były także ćwiczenia na siłowni. Zapytana czy tak duży wysiłek wymagał specjalnej diety, Justyna Kowalczyk powiedziała, że po prostu jadła sporo i zdrowo. Nigdy nie przepadałam za potrawami typu schabowy czy frytki, więc nie mam z tym problemu. Oczywiście mogłabym odpuścić też słodycze, ale rozgrzeszam się, że przy takim wydatku energetycznym można przymknąć na to oko- oceniła.

Biegaczka z Kasiny Wielkiej kilka dni spędzi teraz z najbliższymi. Już się tak utarło, że te parę dni pomiędzy obozami to zdecydowanie mniejsze obciążenia treningowe, ale przede wszystkim radość spędzania czasu z rodziną i przyjaciółmi. Potem znów sporo pracy, czyli obozy tydzień we Włoszech i tydzień w Szwajcarii - wyliczała Kowalczyk.