Z lekkim rozbawieniem obserwuję burzę, która rozpętała się nad nowymi strojami polskiej reprezentacji. Oburzenie związane ze zniknięciem z koszulek godła Polski dorównuje już emocjom z marszu "oburzonych". Wśród wielu głosów pojawiają się coraz ostrzejsze, domagające się powrotu orła na biało-czerwone koszulki.

REKLAMA

Tymczasem orzeł wcale z koszulek nie znika, znika godło. Orzeł jest. Oczywiście zupełnie inny - lekko zarysowany, wpleciony w piłkę. Jest nawet korona! Takie logo reprezentacji zaprezentowano bodajże na wiosnę tego roku. Nikt nie protestował, nowe logo zainteresowało niewielu. Burza wybuchła dopiero kilka dni temu, kiedy piłkarze pokazali się w nowych strojach bez godła i mieli w nich zagrać w Święto Niepodległości. Lawina ruszyła: A gdzie orzeł? Gdzie godło? Czy to drużyna PZPN? Jak oni śmieli? Jak zwykle zrobią wszystko dla kasy! Co teraz będziemy śpiewać przed meczem? Czy Kręcina coś skomponuje?

PZPN od lat porusza się jak słoń w składzie porcelany. PR związku od dawna mnie fascynuje. W kraju, w którym futbol jest najpopularniejszą dyscypliną, zarządzający nią związek jest chyba najbardziej znienawidzony. A przy okazji jest uosobieniem nieudacznictwa. Co chwilę strzela sobie w stopę. Historia z koszulkami jest kolejnym przykładem.

Nie zmienia to faktu, że burza nad koszulkami jest - według mnie - burzą w szklance wody i klasycznym tematem zastępczym. Jak zawieszanie i zdejmowanie krzyża z sali sejmowej albo choćby nakręcanie atmosfery wojny "faszystów" z "lewakami" przed 11 listopada, przez co normalni ludzie rezygnują z rodzinnego wyjścia na zmianę warty honorowej przy Grobie Nieznanego Żołnierza.

Osobiście bardziej przeszkadza mi to, że w reprezentacji Polski grają piłkarze, dla których Polska nie jest ojczyzną. Jedni z rozbrajającą szczerością przyznają, że nie wiedzą co się stało 11 listopada 1918 roku, inni w ogóle się w Polsce nie urodzili i nie znają polskiego języka. W tym przypadku nawet jeśli Kręcina coś skomponuje, to nie pomoże.

A wszystkim zawziętym obrońcom godła na koszulce przypomnę 1995 rok i mecz Polaków ze Słowacją. Biało-czerwoni przegrali 1:4. Sfrustrowany własną grą i wynikiem Roman Kosecki kłócił się ze wszystkimi, demonstracyjnie zdjął koszulkę, dostał czerwoną kartkę, a kiedy zszedł z boiska zostawił koszulkę na murawie. Potem jeszcze z boiska wyleciał Piotr Świerczewski, który lekceważąco ukłonił się sędziemu, kibicom pokazał obraźliwy gest i również demonstracyjnie ściągnął koszulkę. Oba trykoty miały oczywiście godło na piersi. Godne to godła?