Na trzykrotne dożywocie katowicki sąd okręgowy skazał 37-letniego Sławomira P., uważanego za jednego z najgroźniejszych polskich przestępców lat 90. Mężczyzna odpowiadał m.in. za cztery zabójstwa i usiłowanie kolejnych sześciu.
Przebywający od pięciu lat w areszcie Sławomir P. nie chciał uczestniczyć w odczytywaniu wyroku. W nadesłanym sądowi oświadczeniu napisał, że powodem jest jego fatalne samopoczucie, które na pewno pogorszyłoby się.
Zabójca nie będzie mógł ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie przed odbyciem 35 lat więzienia: Oskarżony działał z niskich pobudek, błahych motywów lub zupełnie bez powodu - uzasadniała sędzia Aleksandra Rotkiel. Zwróciła uwagę na wyjątkowe okrucieństwo Sławomira P., brak skrupułów, działanie z premedytacją i głęboką demoralizację.
Proces trwał prawie 2,5 roku, akt oskarżenia w tej sprawie zawierał 37 zarzutów. Jak wykazało śledztwo, bandyta zabijał na zlecenie, jego ofiarami padały też przypadkowe osoby. Zastrzelił m.in. wracającego nocą z pracy górnika w Jastrzębiu Zdroju oraz przypadkowego mężczyznę, który zwrócił jego znajomym uwagę, że myją auto w niewłaściwym miejscu. Chcąc upozorować własną śmierć, brutalnie zabił i podpalił przypadkowo spotkanego narkomana.
Sławomir P. jeszcze w czasie śledztwa przyznał się prokuratorom do niemal wszystkich spośród 37 zarzucanych mu przestępstw, m.in. do zabójstw. Mam w naturze, że chętnie pociągam za spust. Mogę zabić za pieniądze i za darmo, jeśli ktoś mnie zdenerwuje - mówił przed sądem oskarżony. Bandyta wpadł tuż po ostatnim zabójstwie w czerwcu 1999 roku, dzięki akcji śląskich antyterrorystów w centrum Katowic. Miał przy sobie broń gotową do strzału.