Jeśli znamy nawet swojego kandydata do Sejmu, to najczęściej tylko z telewizji, gazet, czy z Internetu. Niekiedy z plakatów, czy ulotek, które na kilka dni przed wyborami lądują w naszych skrzynkach pocztowych. A wolelibyśmy przecież znać go osobiście i wiedzieć, czy jest to człowiek uczciwy, pracowity, rozsądny i odpowiedzialny. Czy jest pełen autentycznej pasji, w tym co robi.
No właśnie. Nikt z nas nie chce głosować na kogoś, kogo nie zna. Dlatego anonimowość kandydatów w wyborach do Sejmu skutecznie zniechęca wielu obywateli do pójścia na głosowanie. Skoro bowiem nic o kandydatach nie wiemy, to dlaczego mamy na nich głosować? W systemie proporcjonalnym bowiem, a nie większościowym, nawet jak oddamy swój głos na konkretnego kandydata, to i tak długo nie wiemy, kto ostatecznie trafi do Sejmu. Głosujemy bowiem na listę partyjną.
Dzięki inicjatywie prezydenta Bronisława Komorowskiego mamy wreszcie szansę to zmienić. Rozwiązaniem są bowiem jednomandatowe okręgi wyborcze (JOW). Tajemniczo brzmiące "JOW-y", odmieniane w ostatnich tygodniach przez wszystkie przypadki, są według mnie z natury bardziej prospołeczne, bardziej proobywatelskie. Dzięki nim obywatele mają bowiem poczucie, że mogą realnie wpływać na władzę. Dlaczego? Ponieważ JOW-y wymuszają znacznie mniejsze okręgi wyborcze, niż te obowiązujące w systemie proporcjonalnym. W sumie na listach do głosowania jest jedynie kilka, a nie kilkadziesiąt nazwisk. Dodajmy, nazwisk kandydatów w zasadzie pochodzących z tej samej okolicy, wywodzących się z tego samego środowiska, co ich wyborcy. Dlatego oddając głos w wyborach większościowych ma się silne poczucie, że głosuje się na kogoś, kogo się zna i na kogoś, komu naprawdę zależy, by razem z nami i dla nas zmienić rzeczywistość na lepszą.
No tak, ale skoro JOW-y to taki dobry system, to dlaczego jest aż tylu przeciwników tej metody rozstrzygania wyborów? Hym..., przeciwnicy twierdzą, że scena polityczna po wyborach przeprowadzonych w systemie jednomandatowych okręgów wyborczych zostałaby wywrócona do góry nogami. Uważają, iż w Polsce zniknie partyjny pluralizm i powstanie system dwubiegunowy! No cóż, dla mnie to słaby argument. W wyborach do Sejmu mamy bowiem od zawsze system proporcjonalny, a mimo to w sposób naturalny, i tak wykrystalizowała się w naszym kraju dominacja tylko dwóch partii.
Jeszcze częściej oprócz powyższych argumentów, podnosi się również twierdzenie, że system większościowy oparty na jednomandatowych okręgach wyborczych promuje sławnych i bogatych, którzy dzięki popularności oraz dostępnym środkom finansowym będą w stanie przyciągnąć znacznie szersze grono wyborców (albo wręcz "kupić" sobie mandaty), niż "zwykli" kandydaci. No i znowu zarzut, co najmniej wątpliwy, bo przecież system większościowy obowiązuje już choćby w wyborach do samorządu terytorialnego, a także do Senatu, i czy mamy tam samych bogaczy i sławnych ludzi? No oczywiście, że nie!
Platforma Obywatelska była, jest i będzie za jednomandatowymi okręgami wyborczymi do Sejmu. Chcemy bowiem, aby decyzje wyborców były bardziej świadome i bardziej odpowiadały woli obywateli. Dlatego, od 2007 r. podjęliśmy szereg działań umożliwiających wprowadzenie JOW-ów w życie. Dzisiaj już około 90% polityków wybieramy więc tą metodą. Warto jednak przypomnieć, że osiem lat temu system ten obowiązywał tylko na wsiach i w małych miejscowościach. To my, Platforma Obywatelska, to zmieniliśmy. Zadanie nie było łatwe, bo większość była przeciw, ale w końcu się udało. Nie wprowadziliśmy JOW-ów tylko do Sejmu. Dlaczego? Bo na drodze stoją zapisy konstytucji. By to natomiast zmienić za JOW-ani musieliby się opowiedzieć również i politycy innych partii, na czele z PiS. Niestety, nie chcieli i nie nadal chcą. Dlatego konieczne jest odwoływanie się wreszcie do woli Narodu. Referendum będzie stanowić jasny sygnał dla klasy politycznej w Polsce, czego nasi obywatele tak naprawdę chcą. I to ich głos będzie tym decydującym, a nie polityków poszczególnych partii politycznych. Sprawdźmy więc w referendum, kto jakie ma w tym zakresie poglądy. Sprawdźmy wreszcie, komu rzeczywiście zależy na tym, by "przywożeni w teczkach" kandydaci w wyborach do Sejmu przestali być dla swoich wyborców anonimowi.