Wybitny operator Sławomir Idziak przygotowuje się do zdjęć w debiucie reżyserskim Natalie Portman. "Jest olbrzymia szansa, aby ten film był bardzo interesujący, szczególnie od strony wizualnej" - podkreśla w rozmowie z RMF Classic. Idziak kilka dni temu na 21. Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych CAMERIMAGE odebrał w Bydgoszczy nagrodę za całokształt twórczości.
Sławomir Idziak od lat pozostaje jednym z najlepszych polskich operatorów na świecie. Współpracował z Andrzejem Wajdą, Krzysztofem Kieślowskim, Ridleyem Scottem. To on jako pierwszy zobaczył: "Podwójne życie Weroniki", "Króla Artura", "Harry’ego Pottera i Zakon Feniksa, a także "Helikopter w ogniu", za który otrzymał nominację do Oscara. Jest cenionym pedagogiem.
RMF Classic artysta zdradza, jak wygląda jego życie na planie filmowym i czym ujęła go propozycja Portman. Ze Sławomirem Idziakiem rozmawiają Magda Miśka-Jackowska i Ewelina Pacyna.
***
Spotykamy się dosłownie na chwilę przed Pana kolejną filmową podróżą. Urodzona w Jerozolimie Natalie Portman chce przenieść na ekran "Opowieść o miłości i mroku" wybitnego izraelskiego pisarza - Amosa Oza. I zaprosiła Pana do współpracy.
Odrzucam dziś wiele projektów, nie palę się już tak na plan. Jednak przeczytałem ten scenariusz i naprawdę się wzruszyłem
To jest historia życia Oza. Ona napisała scenariusz, będzie grała matkę pisarza, która popełniła samobójstwo. Ale przede wszystkim Natalie Portman pokaże się nam tu jako reżyserka. Zaproponowała mi zrobienie zdjęć. Powiem szczerze, że odrzucam dziś wiele projektów, nie palę się już tak na plan. Jednak przeczytałem ten scenariusz i naprawdę się wzruszyłem. Jest olbrzymia szansa, aby ten film był bardzo interesujący, szczególnie od strony wizualnej.
Sztuka operatorska dla wielu widzów jest najbardziej magiczną częścią kina.
Mówię często, że reżyser to są uszy filmu, a operator to oczy. Nie zdajemy sobie sprawy, jak skomplikowane procesy stoją za tym, aby obrazek trafił do mózgu. Tak samo jest na planie. Ktoś to musi oświetlić, kamerę trzeba na czymś ustawić, a to dopiero początek działań. Plus to wszystko, co nazywamy światem efektów specjalnych.
Pion operatorski to chyba najliczniejsza grupa ludzi na planie filmowym. Operator kamery, wózkarze, oświetlacze, asystenci... Autor zdjęć sam sobie dobiera tę ekipę?
Taka jest norma, choć oczywiście w różnych krajach wygląda to trochę inaczej. Gdy pracuję poza Polską i nie znam miejscowych specjalistów, wierzę producentom, gdy kogoś mi rekomendują. Sami są zainteresowani tym, żeby film powstał dobrze. Od sprawności ekipy zależy to, co jest najważniejsze z punktu widzenia producenta - przelicznik finansowy.
Operatorzy i reżyserzy często tworzą trwałe duety. I jednych, i drugich pytamy często o sekret udanej współpracy. Recepty są różne. Jaką ma Pan?
Z robieniem filmu jest jak z robieniem dzieci. Chcielibyśmy mieć dziewczynkę, ale bywa, że rodzi się chłopczyk.
To jest skomplikowany związek. Bardzo często porównuję go do małżeństwa. Trudność tej współpracy polega głównie na tym, że obraz ciężko opisać. Choćbyśmy niezwykle dokładnie o nim opowiedzieli, zawsze w głowie drugiej osoby i tak powstaje coś innego. I tak, jak są związki lepsze i gorsze, tak bywa podczas pracy nad filmem. Czasem konflikt może być bardzo pozytywny. Jedno wiem na pewno: operator, który ma szansę pracować z tym samym reżyserem parokrotnie, da mu przy kolejnym filmie więcej niż na początku. Poza tym, dobry artysta to taki artysta, który umie czasem zrezygnować z własnego pomysłu. Z robieniem filmu jest jak z robieniem dzieci. Chcielibyśmy mieć dziewczynkę, ale bywa, że rodzi się chłopczyk.
Jak wygląda Pana życie na planie filmowym?
Długi film zawsze oznacza pożegnanie się z życiem w cywilu i zapisanie się do pewnego rodzaju zakonu.
Długi film zawsze oznacza pożegnanie się z życiem w cywilu i zapisanie się do pewnego rodzaju zakonu. Przymuszam wtedy swój organizm do innego rytmu, niewielkiej ilości snu, nawet do pewnego reżimu. Bardzo mało jem, kiedy robię film. Na alkohol pozwalam sobie tylko w weekendy. Bardzo dbam o to, żeby nic mnie nie rozpraszało. Nie czytam książek, nie oglądam telewizji. Operator jest tą osobą, która najwcześniej zaczyna pracę i najpóźniej kończy. Dla mnie praca na planie jest pracą bez żadnych przerw. Kiedy duża część ekipy odpoczywa, ja muszę przygotować np. światło. Gdy aktorzy wracają na plan, od prób znów jestem potrzebny. Zdjęcia się kończą, wszyscy idą spać, a ja muszę ustawić i omówić z mistrzem oświetlenia następny dzień.
To brzmi niemal jak wojskowa mobilizacja.
Pracując przy "Helikopterze w ogniu", który kręciliśmy w sześciodniowym tygodniu, czyli włącznie z sobotami, miałem trzy, cztery godziny snu na dobę. W związku z tym na przykład nie chodzę na lunch, tylko śpię. Walczę o to, aby mieć na planie jakiś kącik i położyć się tam choćby na godzinę.
Ma Pan swoich ulubionych, bezcennych współpracowników?
Nie znoszę, kiedy wokół kamery stoją ludzie i paplają, bo to rozprasza.
Nie mogę tu nie wspomnieć o Henryku Jedynaku. To mój asystent, który odpowiedzialny jest za kamerę, ale przede wszystkim pilnuje ostrości. To on ocenia odległość między obiektywem i aktorem. Naprawdę trzeba być wielkim mistrzem, żeby tę ostrość poprowadzić. Zwykle asystenci robią znaczki na podłodze i bardzo pilnują, żeby aktor po próbach, już w trakcie zdjęć, dokładnie na te znaczki wchodził. Henryk mierzy wzrokiem. Gdyby go zapytać, jak daleko siedzi pani teraz ode mnie, to powiedziałby, że to są 63 centymetry i na pewno by się nie pomylił. Ma niebywały talent i poczucie rytmu. Ale z mojego punktu widzenia największą jego zaletą jest to, że jest człowiekiem milczącym. Na planie to jest ogromnie ważne. Nie znoszę, kiedy wokół kamery stoją ludzie i paplają, bo to rozprasza.
W programie "Mistrzowie drugiego planu" pytam filmowców o ich rytuały. Jest Pan przesądny?
Tak! Jak widzę czarnego kota, to nie przejdę. Ale to w filmie ma mniejsze znaczenie. Na planie wszystko jest rytuałem. Mam swoje ubrania planowe, swój śpiwór, z którym nigdy się nie rozstaję. W domu jest szafa, w której są rzeczy wyłącznie związane z pracą. Na przykład specjalne pasy, a w nich pojemniki na światłomierze i różne inne narzędzia.
Znów się teraz przydadzą. Bardzo dziękujemy za rozmowę.