Późnym wieczorem porywacze podmiejskiego autobusu w Atenach dobrowolnie oddali się w ręce policji i uwolnili pozostałą szóstkę zakładników. Nikomu nic się nie stało. Wcześniej terroryści wypuścili 17 z 23 porwanych.
Dziś o godz. 7 rano naszego czasu miało upłynąć ultimatum, jakie postawili porywacze greckiego autobusu w Atenach. Terroryści żądali okupu w wysokości miliona euro oraz samolotu, którym chcieli odlecieć do Rosji. Grozili wysadzeniem autobusu w powietrze, ale jak się okazało, nie mieli materiałów wybuchowych, by spełnić swe groźby.
Do ataku doszło w środę tuż przed godziną 6. Autobus został zatrzymany na autostradzie prowadzącej z Aten do Maratonu przez dwóch mężczyzn uzbrojonych w broń myśliwską. Na jego pokładzie było 26 pasażerów.
Autobus wyjechał jakiś kwadrans po piątej rano z zajezdni w Maratonie. Zatrzymał się na kolejnym przedmieściu, by zabrać pasażerów. Wszyscy mieszkają w tym rejonie. Sytuacja jest trudna, musimy zachować spokój i opanowanie. Odpowiednie władze są na miejscu, podjęły kroki, by doprowadzić do zwolnienia zakładników - mówił przedstawicieli policji.
Tuż po porwaniu z pojazdu uciekły trzy osoby - kierowca, konduktor i jedna pasażerka. Po paru godzinach porywacze zwolnili najpierw starszego mężczyznę, a następnie jeszcze sześć osób. Potem porywacze uwalniali kolejne osoby.
To pierwszy taki incydent w Grecji od 4 lat. W listopadzie 2000 roku mężczyzna uprowadził autobus z 35 turystami z Japonii. Po 9 godzinach negocjacji napastnik oddal się w ręce policji. Rok wcześniej doszło do dwóch porwań autobusów w odstępie kilku miesięcy. W pierwszym, w czasie szturmu policji zginął porywacz i jeden z zakładników. W drugim, po 30 godzinach dramatu policja zastrzeliła napastnika.