Skandaliczne okoliczności poniedziałkowego zatrzymania przez ABW szefa rzeszowskiego zarządu Centralnego Biura Śledczego Policji. Jak dowiedzieli się reporterzy śledczy RMF FM, agenci ABW blisko godzinę trzymali pod bronią dwóch oficerów CBŚP, którzy bez związku ze sprawą znaleźli się w trakcie akcji Agencji koło domu zatrzymywanego naczelnika. Zdaniem doświadczonych funkcjonariuszy służb, z którymi rozmawiali Marek Balawajder i Krzysztof Zasada, winni całej sytuacji powinni liczyć się z odpowiedzialnością dyscyplinarną, a nawet karną. Rozpoznanie przed akcją rozmówcy naszych dziennikarzy nazywają zaś wprost "katastrofą".
Jak ustalili dziennikarze RMF FM, szef rzeszowskiego zarządu CBŚP miał wraz z dwoma oficerami wyjechać po 05:00 rano ze swego domu w Rzeszowie do Warszawy na uroczystości w centrali: jego podwładni mieli otrzymać od szefostwa policji odznaczenia.
W tym czasie przed domem naczelnika na zaplanowane na godzinę 06:00 rozpoczęcie akcji czekali już uzbrojeni agenci ABW.
Jeszcze zanim akcja się rozpoczęła, szef rzeszowskiego zarządu CBŚP wyszedł z domu: gdy wsiadał do samochodu, funkcjonariusze przystąpili do "dynamicznego zatrzymania".
Naczelnika obezwładniono, zatrzymano także dwóch towarzyszących mu oficerów - niepodejrzewanych w tej sprawie, którzy mieli odebrać w Warszawie odznaczenia.
Grożąc bronią, kazano im - jak dowiedzieli się nasi dziennikarze - wejść do samochodu, jednocześnie zakazano jakichkolwiek kontaktów telefonicznych.
Przez kilkadziesiąt minut oficerów pilnował w aucie agent ABW z bronią.
Z ustaleń reporterów RMF FM wynika również, że podczas zatrzymania uszkodzony został samochód CBŚP: ma m.in. wybitą szybę.
Nasi dziennikarze rano zwrócili się z pytaniami w tej sprawie do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Po południu otrzymali lakoniczną odpowiedź.
"Panie Redaktorze, nie odnosimy się do sprawy zatrzymania, o które Pan Redaktor pyta" - brzmi oświadczenie podpisane przez Stanisława Żaryna, rzecznika ministra koordynatora specsłużb.
Sprawa jest tymczasem dla Agencji bardzo niewygodna. Doświadczeni funkcjonariusze służb, z którymi rozmawiali dziennikarze RMF FM, twierdzą, że incydent może skończyć się zarzutami dla agentów ABW za przekroczenie uprawnień w związku z bezpodstawnym pozbawieniem wolności.
"Katastrofą" rozmówcy Marka Balawajdra i Krzysztofa Zasady nazywają ponadto rozpoznanie przed porannym zatrzymaniem: agenci nie wiedzieli bowiem, że przed 06:00 - czyli przed planowanym początkiem akcji - szef rzeszowskiego CBŚP ma wyjechać ze swymi podwładnymi do Warszawy na uroczystość wręczenia medali.
Jeden z oficerów, z którymi rozmawiali nasi dziennikarze, stwierdził wprost: ta akcja mogła zakończyć się strzelaniną.
Smaczku dodaje całej sprawie fakt, że obie służby - ABW i CBŚP - nadzoruje ten sam człowiek: szef MSWiA i koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński.
Krytycznie poniedziałkową operację ABW ocenia również szef policyjnych związków zawodowych Rafał Jankowski.
Według niego, dowodzący akcją i funkcjonariusze odpowiedzialni za bezprawne zatrzymanie oficerów CBŚP powinni ponieść konsekwencje.
Jankowskiego najbardziej oburza całkowity brak profesjonalizmu agentów ABW, jeśli chodzi o rozpoznanie przed akcją zatrzymania naczelnika. W rozmowie z Krzysztofem Zasadą szef policyjnych związków zawodowych ocenia wprost: zaplanowanie tej akcji to "całkowita porażka".
Jeżeli ktoś przygotowuje akcję zatrzymania jednego człowieka, a podczas zatrzymania okazuje się, że w samochodzie są funkcjonariusze innej służby - a przecież mogli być w tym czasie uzbrojeni - to naraża i swoich ludzi, i tych wszystkich, którzy byli na miejscu.Rafał Jankowski, szef policyjnych związków zawodowych
Według Rafała Jankowskiego, sprawa powinna być wyjaśniona w policji, ale także w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a winni tej sytuacji powinni liczyć się z odpowiedzialnością dyscyplinarną, a nawet karną.
W ramach poniedziałkowej operacji - obok szefa podkarpackiego zarządu CBŚP - agenci ABW zatrzymali również dwóch byłych oficerów CBŚP i byłego dyrektora rzeszowskiej delegatury CBA.
Zatrzymania przeprowadzono w śledztwie dotyczącym Daniela Ś. - byłego naczelnika CBŚP w Rzeszowie, który miał m.in. odpowiadać za parasol ochronny, jaki oficerowie rzeszowskiego CBŚP mieli roztaczać nad agencjami towarzyskimi na Podkarpaciu prowadzonymi przez dwóch Ukraińców.
We wtorek zatrzymani dzień wcześniej czterej wysocy rangą obecni i byli funkcjonariusze CBŚP i CBA usłyszeli zarzuty. Chodzi m.in. o przyjmowanie łapówek w związku z pełnieniem funkcji publicznej.
Treść zarzutów jest niejawna, jednak dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada ustalił, że dotyczą one przede wszystkim łapówek, które funkcjonariuszom mieli dawać właśnie dwaj ukraińscy właściciele agencji towarzyskich z Podkarpacia - w zamian za swoisty parasol ochronny służb nad ich interesem.
Zarzucane podejrzanym czyny zagrożone są karą nawet do 10 lat więzienia.
"Z uwagi na konieczność zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania" - jak czytamy w oficjalnym komunikacie przesłanym nam przez Dział Prasowy Prokuratury Krajowej - prokurator zwrócił się do sądu z wnioskami o tymczasowe aresztowanie podejrzanych - a sąd argumentację prokuratora podzielił.
Czterej podejrzani obecni i byli funkcjonariusze zostali aresztowani tymczasowo na 3 miesiące.