Większość publicznych domów dziecka jest w fatalnej sytuacji finansowej. Aby związać koniec z końcem, oszczędzają nawet na środkach higienicznych. Znacznie lepiej radzą sobie rodzinne domy dziecka. We Wrocławiu działają 23 takie ośrodki.
Pieniędzy brakuje niemal na wszystko – żalą się władze domów dziecka. Gdyby nie pomoc sponsorów i wielkie zaangażowanie personelu, niektóre z placówek trzeba by po prostu zamknąć. W takiej trudnej sytuacji finansowej znalazł się np. dom dziecka w Czernicach w powiecie pyrzyckim, w Zachodniopomorskiem.
Brakuje na remonty, na zakup środków czystości, zimowych ubrań dla dzieci – wylicza dyrektor Agnieszka Odachowska. Pracownicy placówki, aby zdobyć chociaż część materiałów potrzebnych do przeprowadzenia remontu, chodzą od hurtowni do hurtowni, prosząc o puszki z farbą, pędzle, lakier. W tym tygodniu uzbieraliśmy 6 puszek z białą farbą - mówi Odachowska.
I choć w tym roku zachodniopomorski wojewoda przekazał na podległe mu domy dziecka ponad 17 milionów złotych, to tylko kropla w morzu potrzeb.
Co więcej, wygląda na to, że lepiej nie będzie. Do domów dziecka trafia bowiem coraz więcej dzieci. Rozwiązaniem mogą być rodzinne domy dziecka, bo te w przeciwieństwie do państwowych molochów nie narzekają na kłopoty finansowe. W stolicy Dolnego Śląska funkcjonują już 23 takie ośrodki.
Rodzinny dom dziecka może stworzyć małżeństwo, które zechce przyjąć pod swój dach od 4 do 8 podopiecznych, w tym co najmniej jedno niepełnosprawne dziecko. Oczywiście wcześniej rodzice zastępczy muszą przejść specjalny kurs. Przyszli opiekunowie pieniądze na działalność dostają od miasta i państwa. We Wrocławiu program jest realizowany od 3 lat.
Ale niestety niewiele jest miast, które idą w ślady stolicy Dolnego Śląska. Większość władz lokalnych tłumaczy się brakiem pieniędzy. Jednak zdaniem Beaty Rostockiej, wicedyrektor wrocławskiego ośrodka pomocy społecznej, pieniądze są. Tylko to wszystko zależy od tego, jak są wydawane. Ludzie muszą chcieć coś zmienić w swoich miastach powiatach.
A że Wrocław chciał, to zmienił. Jeszcze 3 lata temu w stolicy Dolnego Śląska było 4 wielkie publiczne domy dziecka. W każdym żyło po kilkadziesiąt osób. Dzisiaj zostały dwa, ale wkrótce i te czeka likwidacja, bo takie placówki w ogóle nie przygotowują dzieci do życia.
Tradycyjne domy są przeżytkiem, gdzie zmieniają się wychowawcy co parę godzin, gdzie podopieczni wszystko mają podane, posprzątane. One nie przygotowują do normalnego życia - przekonuje Beata Rostocka.
JAK FUNKCJONUJĄ DOMY DZIECKA ZA GRANICĄ
21"40