Kończy się operacja na Morzu Barentsa, chociaż nie wszystko jest wyjaśnione. Komentatorzy obserwujący wydobycie niektórych fragmentów dziobu okrętu podwodnego "Kursk" zastanawiają się, czy przypadkiem rosyjscy wojskowi nie próbują ukryć dowodów na to, że do tragedii doszło z ich winy.
Katastrofa atomowego okrętu podwodnego "Kursk" miała miejsce w sierpniu 2000 roku. Dzisiaj miało się rozstrzygnąć, czy elementy, które nie będą wydobywane będą wysadzone. Decyzji nadal nie ma i nie wiadomo, czy rządowa komisja ją w ogóle podejmie.
Przedstawiciele marynarki wojennej uważają, że fragmenty przedziału torpedowego, a zwłaszcza torpedy, które nie wybuchły podczas katastrofy stanowią poważne zagrożenie dla przepływających statków.
„Rosyjskaja gazjeta” napisała jednak, że wojskowi chcą ukryć dowody swojej winy, które specjaliści mogliby znaleźć na fragmentach pancerza czy grodzi, która oddzielała przedział torpedowy od reszty okrętu.
Dowództwo marynarki wojennej twierdzi, że wydobyte z dna morza w ciągu ostatnich dwóch tygodni fragmenty wyrzutni torped i osłony anteny akustycznej w zupełności wystarczą do ustalenia przyczyn katastrofy "Kurska".
Według specjalistów "Kursk" zatonął w wyniku eksplozji eksperymentalnej torpedy znajdującej się w wyrzutni. Do jej wybuchu doszło w wyniku zaniedbań dowództwa marynarki wojennej. Admirałowie nie chcą jednak zgodzić się z takimi wnioskami.
16:40